W niedzielny wieczór 25 maja 738 808 widzów (oficjalny wynik AMR) oglądało w TVN24 Jarosława Kuźniara prowadzącego powyborczy program. Stał na tle nowatorskiej dekoracji: za jego plecami majestatycznie sunęły od sufitu do podłogi powyborcze refleksje użytkowników mediów elektronicznych. Powiększone do gigantycznych rozmiarów. W dużej mierze obraźliwe i wulgarne. Niektóre na temat Jarosława Kuźniara – wyłącznie obraźliwe i wulgarne.
Trolling. Chamska, prowokacyjna zabawa w poniżanie i lżenie. Łatwo sobie wyobrazić psychopatyczną uciechę trolla, gdy dziennikarz – nieświadom, że za jego głową pojawia się np. słowo gnojek – gorąco zachęca, by korzystać z jakże demokratycznej możliwości natychmiastowej publicznej wypowiedzi.
Można powiedzieć – nic nowego, tablet czy smartfon znajduje podobne zastosowanie, jak kiedyś płoty, mury, szkolne toalety. Nie reagować, lekceważyć – doradzają eksperci od sieciowych obyczajów. To – pocieszają – znikomy procent zamieszczanych tam wypowiedzi, margines sieciowego życia.
Niezupełnie. Ten styl relacji międzyludzkich jest obecny i w sieci, i w bezpośrednich kontaktach, w jakie na co dzień wchodzimy zwłaszcza z nieznanymi osobami. Jeśli nawet to tylko narośl, to niebezpieczna, inwazyjna. Brutalny język, zamiar „dowalenia”, obcesowość, wrogość na wyrost, na wszelki wypadek… W roztargnieniu zajedziesz komuś drogę, wyzwie cię od debili. Nieopatrznie potrącisz wózkiem z zakupami w supermarkecie, ubliży. Na nieostrożność, pomyłkę, błąd rzadko uprzejmie zwraca się uwagę. Raczej starannie dobiera wyrazy oburzenia, groźby, inwektywy, szyderstwa. Od wpisów w rozmaitych „pudelkach”, przez korespondencję między politykami („tłuste nóżki”), po recenzje prac doktorskich – łomot, ciosy, razy.