Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w styczniu 2006 r. 7 maja 2019 r. Eva Perón obchodziłaby 100. urodziny
Argentyna przed II wojną światową była największym na świecie eksporterem żywności. Na wojnie jeszcze bardziej się dorobiła. Kiedy nastał Hitler i zaczął burzyć Europę, Argentyńczycy rozważali potrzebę zajęcia miejsca lidera rasy łacińskiej w świecie.
Argentynie było wszystko jedno, czy USA przystąpią do wojny i czy Niemcy ją wygrają. Hitler miał w ambasadzie Niemiec 44 pracowników i utrzymywał 14 konsulatów, podczas gdy USA tylko jeden. W Argentynie działały wszystkie niemieckie organizacje polityczne i młodzieżowe z Hitlerjugend i gestapo włącznie.
Niemców rodowitych i z pochodzenia było w Argentynie około 0,5 mln. Włochów liczono na 3 mln. Nie powodowali oni żadnych problemów, bo w odróżnieniu od Niemców szybko się asymilowali. Niemcy zaś organizowali w Ameryce Południowej 500-tys. armię bojowników gotowych walczyć za Hitlera. 60 tys. miano rekrutować w Argentynie. Tylu było tam członków NSDAP. Wojsko argentyńskie w latach 1915–1940 było ćwiczone przez oficerów niemieckich, dzięki czemu 90 proc. oficerów w stopniu od majora wyżej było germanofilami.
Już wtedy – zauważył John Gunther, autor wspaniałego reportażu „Inside Latin America” – Argentyna miała zazwyczaj dwu prezydentów. Jeden chory – radykał, drugi urzędujący – konserwatysta. Jeden z wyborów, drugi z zamachu stanu. Jeden cywil, drugi generał. Jeden reprezentujący starą tradycję feudałów hiszpańskich i należący do partii konserwatywnej, drugi – potomek włoskich sklepikarzy, warstw średnich, mieszczan, przemytników, uważający się za liberała.
Kupcy łatwiej wygrywali wybory, wobec tego konserwatyści urządzali zamachy stanu. Liberałowie chcieli uprzemysłowić kraj, latyfundyści obawiali się, że wtedy spadnie eksport wołowiny, pszenicy, baraniny i wełny. Ziemie są tu tak żyzne, że nikt nie wie, co to takiego nawozy sztuczne i pasza dla bydła. Latyfundyści mieli rację: eksport żywności, przy rozwoju przemysłu, spadł gwałtownie.
W Buenos wychodziły dwa dzienniki na poziomie światowym: „La Prensa” i „La Nacion”. Były niezależne, ale zawsze dyskretnie prorządowe, proangielskie i proamerykańskie, antypopulistyczne i antyautorytarne.
Tak wyglądała Argentyna u progu peronizmu (Juan Domingo Perón, żyjący w latach 1895–1974, wywodzący się z włoskiej rodziny Pieronich, był prezydentem dwukrotnie: w latach 1946–55 oraz 1973–74). Wszyscy byli katolikami. Prezydentem Argentyny nie mógł zostać przedstawiciel innego wyznania. Ale prezydenci katolicy spierali się często z Watykanem – czynił tak pułkownik Perón, który nawet został wyklęty jako jedyny prezydent po II wojnie światowej. Zbyt nerwowo zareagował na odrzucenie przez Kościół wniosku w sprawie kanonizowania żony Evity. Obecny prezydent Nestor Kirchner też zadarł z Kościołem odbierając kapelanowi armii pensję państwową.
Hołotyzm? Motłochizm?
15 lat temu pisaliśmy w „Polityce”, że populizm to doktryna ludzi niecierpliwych, którzy żyją w trudnych czasach. Populizm jest próbą pogodzenia kapitalizmu z socjalizmem i wyrasta na peryferiach. Jego cechą jest demagogia, to jest składanie obietnic wyborczych bez pokrycia. Populizm to przekonanie, że wartości trzeba szukać w zwykłych ludziach i w ich zbiorowych tradycjach. Niezależnie od znaku (lewica, prawica) populistów cechuje mistycyzm działalności politycznej, skłonność do rzucania ekscytujących haseł gospodarczych, antysemityzm, wiara w konspiracyjną wersję historii i zarazem lęk przed konspiracją innych, antyintelektualizm i ksenofobia. Szczególną cechą populizmu jest relacja między masami i charyzmatycznymi (koniecznie) przywódcami. Pewną rolę starają się tu odegrać pośrednicy z aparatu propagandy (w przypadku Argentyny Peróna – Evita).
Badaczka populizmu Maria Marczewska-Rytko („Populizm – zagadnienia teorii i praktyki politycznej w Ameryce Łacińskiej”, Lublin 1992) ustaliła, że peronizm był nazywany klasycznym faszyzmem, falangizmem, lewym skrzydłem faszyzmu, totalitaryzmem, bonapartyzmem, caudillismem, autorytarnym populizmem, narodowym populizmem, śródziemnomorskim korporacjonizmem, narodowym socjalizmem wywodzącym się z prawego skrzydła nacjonalizmu i lewego skrzydła socjalizmu.
Kiedy Juan Domingo Perón wstępował na pierwszy stopień schodów prowadzących do pełni dyktatorskiej władzy, Ernesto Guevara, jeszcze wtedy nie Che, bo to przydomek z późniejszych czasów kubańskich, kończył 18 lat. Guevara sympatyzował wtedy z poglądami dwu polityków – Jawaharlala Nehru (zafascynowany był jego książką „Odkrycie Indii”) oraz swego rodaka – pułkownika Peróna.
Perón wykładał historię sztuki wojennej, zajmował się Hannibalem i Napoleonem Bonaparte. Bohaterowie kontynentu (Bolivar, Miranda oraz bohater Argentyny – San Martin) wiele go nie obchodzili. Jak wielu mieszkańców Buenos Aires uważał się za Europejczyka raczej niż Latynosa i to go różniło od Guevary. Różniło też podejście do faszyzmu. Perón uwielbiał Mussoliniego, gdy tymczasem ojciec Ernesta, Guevara Lynch, gnębił Włochów w Argentynie, jak tylko mógł, a mógł wiele, bo był znanym inżynierem i wielkim plantatorem yerba-mate. Ernesto akceptował w poglądach Peróna antyamerykański nacjonalizm i nienawiść do oligarchii latyfundialnej oraz sympatię do mas biedaków, owych descamisados, czyli ludzi nie mających czego włożyć ani na grzbiet, ani do garnka.
Kiedy Guevara wrócił do Buenos ze swojej pierwszej rowerowej wyprawy po Ameryce Południowej, Evita nie żyła już od pięciu dni. Zmarła w 1952 r., w wieku chrystusowym 33 lat, w cierpieniach po operacji nowotworu. Descamisados ogłosili ją świętą. Mało kto już w Buenos pamiętał lub się przejmował, że Eva Duarte wyspała sobie drogę na szczyt używając ciała do tego stopnia, że zanim została żoną dyktatora, nazywano ją powszechnie – putita.
Droga do świętości
Maria Eva była nieślubną córką Juana Duarte. Mieszkała w jednej izbie z bratem i trzema siostrami pod opieką biednej matki Juany Ibarguren. Evicie, podobnie jak Madonnie (odtwórczyni głównej roli w słynnym filmie „Evita”), która też chciała zapomnieć o smutnym dzieciństwie, śniły się sny o karierze aktorki w Hollywood. Madonnie się powiodło, Evita skończyła na radiu. Inna rzecz, iż radio było wtedy potężnym instrumentem politycznym, daleko bardziej skutecznym niż teatr czy film, które Evicie, sztywnej i sztucznej, nie przyniosły popularności. Radio natomiast, zwłaszcza gdy przyszła pani pułkownikowa wyczuła kryjącą się w nim potęgę manipulacji, zawładnęło za sprawą Evity duszami descamisados, czyli ogromnej większości społeczeństwa Argentyny.
15-letnia Evita wyrwała się z rodzinnego Los Toldos, 150 km od Buenos Aires, za sprawą swego pierwszego kochanka, objeżdżającego kraj piosenkarza i gitarzysty Agustina Magaldiego. Przeniosła się z nim do stolicy i w nędznych dzielnicach wiodła nędzne życie, ale krok po kroku przybliżała się do celu, którym miała okazać się pełnia władzy supergwiazdy polityki. Peróna zdobyła, bo była kochanką jednego z oficerów z jego otoczenia; Juan wówczas nie był jeszcze pewien, że chce rządzić Argentyną jako rasowy caudillo.
Perón przybliżał się do tronu krok po kroku. Miał za sobą dużą część armii, lecz przede wszystkim oddaną mu kobietę, która była już wtedy bardzo popularną aktorką i komentatorką radiową. Niewykształcona dziewczyna z prowincji kierowała się szóstym zmysłem politycznym i cały swój talent przywódczy, manipulatorski i – jak byśmy to dziś powiedzieli – z zakresu public relations oddała na służbę kariery Peróna. Rozczulające były jej deklaracje: „Przez wiele lat żyłam niekończącymi się iluzjami i marzeniami. Jestem głęboko przekonana, że zatroskanie, smutek i żal naszego ludu nie mogą być wieczne”.
Lowelas z pampasów
Żeby być ówczesnym playboyem, kochankiem i tancerzem, czyli lowelasem, należało się urodzić w Buenos. Perón przyszedł na świat, podobnie jak Evita, na prowincji, w pampasach, czyli na wsi. Podobnie jak Evita nienawidził bogatych, czyli oligarchów, to znaczy wielkich posiadaczy ziemskich. Matka Peróna była kobietą o przymieszce krwi indiańskiej, co go w oczach prawdziwych lowelasów wyraźnie dyskryminowało. Jako 16-latek wstąpił do armii, bo tylko tą drogą można było wyjść z jego środowiska na ludzi. Był w wojsku sportowcem i awanturnikiem. Dowodził kilkoma regimentami i trafił do Akademii Wojskowej jako wykładowca taktyki wojennej.
Evita pomagała mu zdobyć stanowisko ministra do spraw pracy i dobrobytu, potem wiceprezydenta, a potem wygrała za niego wybory, sama stając się oficjalnie Duchową Przywódczynią Narodu. Instrumentem jej działania była Fundacja Dobroczynności, którą założyła, aby pognębić Stowarzyszenie na rzecz Dobroczynności, które prowadziły damy z Buenos odmawiające Evicie funkcji honorowej przewodniczącej. Perónowie założyli Fundację Evity na złość damom i pognębili je, zmuszając biznesmenów do hojnych datków. Były to czasem wielkie milionowe kwoty, które Evita dzieliła na dwie części. Jedna przekazywana była na konta w bankach szwajcarskich, druga służyła do propagowania dobroczynności i świętości Evity, która ciskała pieniądze w tłumy descamisados.
Bogaci Argentyńczycy przekonali się wtedy, że władza ich okrada po to, aby jej przedstawicielki, same obsypane brylantami, rzucały ochłapy wiwatującym tłumom. Taki populizm znudził się szybko generałom i położyli temu kres, wcześniej jednak Evita umarła ku rozpaczy descamisados.
Nostalgia za peronizmem
Rozłożyć piątą gospodarkę świata to sztuka, która udała się w Argentynie tylko raz – Perónowi. Stracił za to w 1955 r. stanowisko, ale z emigracji, dzięki funduszom dobroczynności, sterował z Mediolanu i Szwajcarii sprawami wewnątrz kraju przez całe lata. Aż wreszcie, gdy miał już 78 lat, przeforsował na prezydenta Argentyny swego figuranta, który oddał mu władzę. Perón w 1973 r. wrócił do Buenos wraz z trumną zabalsamowanej Evity i w towarzystwie nowej, o 35 lat od niego młodszej, żony Isabelity, którą poznał w Panamie jako tancereczkę w jednym z nocnych klubów.
Nostalgia i tęsknota za peronizmem, a ściślej za metodami Evity, nie zrodziły owoców. Perón był już za stary na caudillo, w latach siedemdziesiątych nie padały jeszcze żadne zmurszałe reżimy, na których gruzach dyktatura populistyczna mogłaby się odrodzić (populizm się nie rodzi, populizm się odradza).
Ta nostalgia i tęsknota za peronizmem przetrwała sekwencje dyktatur wojskowych i rządów cywilnych, walczących za każdym razem o ustabilizowanie waluty. Ponieważ w Argentynie pozostawało coraz mniej do zagrabienia i coraz mniej do rozdania, mieszkańcy boskiego Buenos zajęli się rozdawnictwem dóbr na własną rękę, co jakiś czas rozbijając i rabując sklepy. Po ostatniej takiej awanturze w 2001 r. ogłoszono, że Argentyna stała się największym dłużnikiem i bankrutem świata. Władzę objął w dwa lata później peronista Nestor Kirchner, za młodu sympatyk terrorystów z grupy Montoneros. Dziś uważa się za socjaldemokratę. Zapowiedział, że długów Argentyny spłacać nie będzie. Z danego słowa wywiązuje się w dwóch trzecich, albowiem długi sprzedał za jedną trzecią ich wartości. Żona Kirchnera, Cristina, przypomniała sobie o Evicie i mówi: Zapomnijcie o niej. Teraz ja!
Z peronizmu zostały związki zawodowe, policja i mafie, a także trochę ludzi bez koszul, descamisados, którzy na wiece przychodzą ze slumsów.