Dziejochciejstwo, dziejokrętactwo
Dziejochciejstwo, dziejokrętactwo. Jak manipulowano historią
Już w 213 r. p.n.e. cesarz chiński Shi-Huang-Ti polecił spalić wszystkie księgi o historii, jakie dotychczas napisano i zabić ich autorów. Sądził, że w ten sposób stworzy nową wizję, która ułatwi mu władanie krajem. Uzasadnienie, jakie z tamtych czasów przetrwało, głosiło: „Teraz Cesarz dokonał wielkiego dzieła i dał podwaliny sławie, która trwać będzie przez dziesięć tysięcy pokoleń. Tymczasem zaś uczeni nie chcą przyjmować tego do wiadomości, ale w ten sposób opowiadają o czasach przeszłych, że sieją wątpliwość i zamęt wśród ludu. Ludzie ci wychwalają to, co było dawniej, nie dostrzegając tego, co zrobiła Wasza Wysokość”. Nie jest rzeczą przypadku, że do tego właśnie cesarza świadomie nawiązywał Mao Tse-tung w okresie rewolucji kulturalnej.
Z kolei w Czarnej Afryce zapamiętywaniem tradycji dynastycznej i jej przekazywaniem zajmowali się specjalnie do tego wyznaczeni funkcjonariusze, najczęściej w starszym wieku. Kiedy jednak do władzy dochodziła nowa dynastia, zabijano dotychczasowych specjalistów od zapamiętywania i powoływano na ich miejsce nowe osoby, które musiały się uczyć poprawionych dziejów (czyż nie przypomina nam to wizji Orwella z „Roku 1984?”).
Niedawno w telewizji rosyjskiej wyemitowano rozmowę ze starszym panem, który za czasów stalinowskich dostał 25 lat łagru za to tylko, iż podczas rewizji znaleziono u niego jeden z tomów dziejów Ukrainy pióra Mychajły Hruszewskiego (1866–1934), który został w 1934 r. oskarżony o burżuazyjny nacjonalizm. Podobne represje spadały na historyków opisujących z aprobatą antycarskie powstanie, jakie w latach 1834–1859 trwało na Kaukazie pod wodzą Gimraha Szamila. Początkowo był on sławiony przez radziecką historiografię jako narodowy bohater; kiedy jednak wziął w niej górę nurt nacjonalistyczny, Szamila uznano za angielskiego szpiega, działającego na szkodę przyszłej rewolucji, ponieważ pragnął odłączyć Kaukaz od Rosji.