Aleja zapobiegliwych
Dlaczego ludzie rezerwują sobie miejsca na cmentarzach
– U nas 80 proc. miejsc jest rezerwowanych za życia – ocenia Bolesław Szenicer, dyrektor Cmentarza Żydowskiego w Warszawie. – Nic dziwnego. Taka jest dziś społeczność żydowska – dyrektor wskazuje na samotną parę staruszków przy bramie cmentarza. – Kto się za nich tym później zajmie, skoro nikogo nie mają? Bolesław Szenicer prowadzi do zarośniętego trawą ziemnego kopca pewnej bogatej pani, która pieniądze – zamiast w porządnej płycie – pozostawiła w banku.
Wśród omszałych kamieni raz po raz daje się zauważyć grób bez tej jednej daty – daty śmierci. Czekają – obok tych ze zmarłymi już bliskimi. Niekiedy całe rzędy przeznaczone dla szczęśliwie żyjącej rodziny. Czasem, żeby nie kusić złego, bez żadnych napisów. – Tutaj pani profesor pochowała męża – Bolesław Szenicer idzie w stronę solidnego głazu. – Bardzo jej się ten pomnik spodobał. Kupiła drugi dla siebie. Niebawem zaniepokoiło ją, jak damy radę przesunąć taki ciężki kamień, żeby ją pod nim położyć. Kazała więc głaz przewrócić na bok. Teraz kamień stoi pod drzewem. Nieopodal na dwóch małżeńskich taflach nagrobnych deszcz gasi płonące lampki. Planowani lokatorzy – pułkownik Wojska Polskiego i jego żona – żyją. Jak można palić znicze na własnym grobie? – Można – odpowiada Bolesław Szenicer. – Zapala się je ku pamięci pomordowanych bliskich – dyrektor pokazuje na wyryty na płycie opis, kto i jak zginął podczas wojny z rąk hitlerowców.
Pierwsze szlify
Niedawno w prasie nieco wykpiono inwestycję Stowarzyszenia Polaków Poszkodowanych przez III Rzeszę, które na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie wystawiło ciąg sześciu rodzinnych nagrobków dla swoich zasłużonych i – poza jednym wyjątkiem – żyjących członków.