Po pijaku robi się nerwowy. Ale wszyscy, kiedy wypiją, są nerwowi. Słowem – mówią sąsiedzi – normalny, ktoś z ulicy. Klient, który kupuje u Edwarda D. warzywa, też nie powie o nim ani lump, ani psychiczny, ani alkoholik.
Edward D. nie uważał się za alkoholika, broń Boże. Kiedy matka mu to wypominała, wpadał w złość, a że wypominała mu, kiedy był po wypiciu, działo się z nim coś dziwnego. – Byłem jakby w amoku – mówi – kiedy ją dusiłem. Dała mu w twarz. Powiedziała, że jego dziecko nie jest naprawdę jego. A może nawet tego nie powiedziała, ale tylko to, że jest alkoholikiem, bo to – na pewno.
Ręce same podeszły do jej szyi. Dusił, aż osunęła się na ziemię, potem dla pewności pchnął ją parę razy nożem, aż wreszcie usiłował pokroić, żeby łatwiej można było wynieść ciało na zewnątrz. Ale w końcu zostawił w łazience. Żona z dziećmi była u krewnych za miastem. Brat w wojsku, drugi brat wyjechał szukać szczęścia za granicę.
Różni się od braci
– Tak manifestuje się we mnie agresja – mówi Edward D. Ładnie pisze, poprawnie mówi. W więzieniu zdobył średnie wykształcenie i zawód technologa drewna. Nigdy nie miał trudności z nauką, nie powtarzał klas. Ma złote ręce. Umie być ślusarzem, kierowcą, mechanikiem, stolarzem. Ostatnio handlował warzywami. Życie powinno mu się ułożyć poprawnie. Mógł wejść w codzienną krzątaninę z powodzeniem, jak wszyscy.
Już w dzieciństwie matka zauważyła, że różni się od braci. Jakiś zamknięty w sobie, nie garnący się do rodziny, gwałtowny – kiedy się zdenerwował. Upatrujący winę za niepowodzenia we wszystkich dookoła, a nie w sobie.