Klasyki Polityki

Afekt zalegający

Ręce same podeszły do jej szyi

Mirosław Gryń / Polityka
Bardzo spokojny człowiek – mówi o Edwardzie D. sąsiad. Pije. Ale wszyscy piją.

Po pijaku robi się nerwowy. Ale wszyscy, kiedy wypiją, są nerwowi. Słowem – mówią sąsiedzi – normalny, ktoś z ulicy. Klient, który kupuje u Edwarda D. warzywa, też nie powie o nim ani lump, ani psychiczny, ani alkoholik.

Edward D. nie uważał się za alkoholika, broń Boże. Kiedy matka mu to wypominała, wpadał w złość, a że wypominała mu, kiedy był po wypiciu, działo się z nim coś dziwnego. – Byłem jakby w amoku – mówi – kiedy ją dusiłem. Dała mu w twarz. Powiedziała, że jego dziecko nie jest naprawdę jego. A może nawet tego nie powiedziała, ale tylko to, że jest alkoholikiem, bo to – na pewno.

Ręce same podeszły do jej szyi. Dusił, aż osunęła się na ziemię, potem dla pewności pchnął ją parę razy nożem, aż wreszcie usiłował pokroić, żeby łatwiej można było wynieść ciało na zewnątrz. Ale w końcu zostawił w łazience. Żona z dziećmi była u krewnych za miastem. Brat w wojsku, drugi brat wyjechał szukać szczęścia za granicę.

Różni się od braci

– Tak manifestuje się we mnie agresja – mówi Edward D. Ładnie pisze, poprawnie mówi. W więzieniu zdobył średnie wykształcenie i zawód technologa drewna. Nigdy nie miał trudności z nauką, nie powtarzał klas. Ma złote ręce. Umie być ślusarzem, kierowcą, mechanikiem, stolarzem. Ostatnio handlował warzywami. Życie powinno mu się ułożyć poprawnie. Mógł wejść w codzienną krzątaninę z powodzeniem, jak wszyscy.

Już w dzieciństwie matka zauważyła, że różni się od braci. Jakiś zamknięty w sobie, nie garnący się do rodziny, gwałtowny – kiedy się zdenerwował. Upatrujący winę za niepowodzenia we wszystkich dookoła, a nie w sobie. Matka była spokojną, cichą kobietą. Dbała o niego, ale może trochę mniej wyraźnie niż o braci. Może trochę go pomijała. Jeden z nich sądzi, że nawet go dyskryminowała.

Gdy miał dziesięć lat, doszedł do wniosku, że matka go nie kocha. Jak wszystkie dzieci, różniące się od tych grzecznych, dobrych, miłych i poukładanych, strasznie chciał, żeby go kochała. Ojciec, który żadnego z synów nie wyróżniał, był dla Edwarda najdroższy, najważniejszy w życiu. Strasznie przeżył jego śmierć w wypadku drogowym.

W dwunastym roku życia Edward chwycił młotek i chciał uderzyć nim matkę w głowę. Cudem uniknęła śmierci.

– Czułem do niej urazę, może nienawiść...

Piją wszyscy

Później ciągle mu wypominała, że pije, że marnuje przez to pijaństwo rodzinę. Nie musiała tego Edwardowi robić. Z żoną żył zgodnie, ich syn zdrowo rósł i rozwijał się. A że pił? Piją wszyscy.

Kiedy ją zabił, pojechał do żony, która była u krewnych poza miastem. Zachowywał się normalnie. Rozmawiał z kimś przez telefon. Też normalnie. Wrócił do domu i okleił drzwi łazienki, jakby przez to matka miała gdzieś z niej zniknąć, wyparować. Potem wszyscy byli zdumieni, że właśnie tak się zachowywał – jakby się nic nie stało. Niewiarygodne, mówili, że człowiek może po czymś takim normalnie chodzić, jeść, spać, oddychać.

Edward napisał list do ciotki. Powiadomił ją, że zabił matkę. Więc jednak musiał komuś o tym powiedzieć. Nie był całkiem z drewna, a może przeciwnie, był w środku trzęsącą się ludzką galaretą.

Lekarze psychiatrzy nie stwierdzili u Edwarda D. choroby psychicznej, a tylko charakteropatię. Dokonał czynu ze znacznym ograniczeniem poczytalności. Jego powodem był "zalegający afekt kumulujący się w czasie, odhamowany sytuacją prowokującą i stanem intoksykacji alkoholowej" – jak napisali w opinii psychiatrycznej.

Skazano go na dwanaście lat. Wyszedł po siedmiu za dobre sprawowanie, ukoronowane skończeniem szkoły średniej, więzienie odnotowało sukces resocjalizacyjny.

Do domu nie miał po co wracać. Zaraz po wyroku uzgodnili z żoną, że najlepiej będzie, jeśli się rozwiodą. Żona ułożyła sobie życie z kimś innym. Z synem nie zerwał, spotykali się, jakoś się między nimi wszystko odbudowało. Postanowił sobie, że nigdy już do kryminału nie wróci. Chciał żyć spokojnie, normalnie, jak inni.

Edward ciężko pracował handlując warzywami. Miał pieniądze. Jego konkubina Ewa mogła nic nie robić i popijać, tak jak lubiła.

Dwie siostry Ewy – Jagna i Weronika przychodziły do ich wynajętego mieszkania. Wyciągały od Edka pieniądze. I one, i ich matka, doiły go, jak mogły. Wszystkie sobie popijały. Każdy popija.

Edek dawał dziewczynom pieniądze, bo kochał Ewę. Nawet kiedy go zdradziła, dał pieniądze na składkę w szkole jej syna.

Po czterech latach Ewa, w tajemnicy przed Edkiem, zaczęła romansować z innym gościem. Kiedy się wreszcie wszystko wydało, Edek zrobił straszną awanturę, ale w końcu jej wybaczył, a ona obiecała wierność bez granic. Wszystko niby wróciło do normy, mimo to, kiedy popił, wyzywał ją i czasem próbował dusić. Przed dwoma laty, kiedy popił i zdenerwował się, chwycił rajstopy i na oczach teściowej zacisnął je na szyi Ewy. Ale się opamiętał, a może Ewa jakoś się wymknęła. Wiedziała, że zadusił własną matkę. I co z tego?

Któregoś dnia znów było strasznie. Ewa wróciła z synem do matki; a niech Edward ma za karę. Ale nie minęło parę tygodni, jak była z powrotem pod drzwiami mieszkania, które wynajmowali. Wpuścił ją. Od dawna pił z rozpaczy, że odeszła. Chwycił rękami za szyję, zacisnął palce. Chwycił nóż, krzyczał, że zabije. Wyglądał strasznie. Ale nieraz już tak groził.

Siostrom Ewy – Jagnie i Weronice – było Edwarda żal. Pójdą do niego, nie pozwolą mu pić, będą go ratować, pogodzą oboje. Ewa do niego wróci. Będzie dobrze.

Weronika ugotowała rosołek

Edek leżał na łóżku. Zachowywał się tak spokojnie, że Weronika była jego zachowaniem zdziwiona. Siedział przy nim sąsiad. Edward dał mu pieniądze, żeby poszli z Weroniką po piwo. Cóż tu myśleć o naprawie i pomocy, kiedy w ręku żywy banknot, a w sklepie butelki do kupienia, diabli tam z naprawianiem i godzeniem.

Usiedli, pili piwo i rozmawiali o przyszłości. Że będzie się żyło spokojnie, że będzie dużo miłości i szczęścia rodzinnego, bo ono jest w życiu najważniejsze. Weronika ugotowała rosołek. Kiedy podawała talerz Edkowi, rosołek wylał się na spodnie Jagny. Edek Jagny czegoś nie lubił – i nawzajem. Była śliczna, miała 19 lat i ze swym malutkim dzieckiem mieszkała u matki. Zdjęła pobrudzone rosołkiem spodnie, położyła się obok Edka na łóżku. Nie lubił jej, więc nic by jej nie zrobił. Była już wstawiona piwem, jak wszyscy.

Weronika położyła się na drugim łóżku, które było w pokoju, i też zasnęła. Pięknie spędzili ten dzień.

Późno w noc Edek obudził Weronikę, że suszy go, więc ona ma iść do sąsiada i przynieść z nim piwo ze sklepu. Kupiła trzy piwa i dwa wina – tyle szczęścia do rozpicia. Jagna spała, przykryta kołdrą, nie ruszając się. Rozpili bez niej piwo i znów zasnęli.

Następnego dnia rano Weronika obudziła się i zapytała, czy Edek ma pieniądze na piwo. Nie miał już, niestety. Weronika zebrała puste butelki, jak się zawsze robi, kiedy kończy się forsa, i przyniosła za to szkło – jedno piwo i jedno wino. Wypili połowę wina i znów zasnęli. Jagna spała, tak jak się położyła pierwszego dnia, z kołdrą na głowie. Edek powiedział, żeby jej nie budzić, bo tak słodko śpi, położył się obok niej i zasnął.

Weronika obudziła się późnym popołudniem. Kończył się drugi dzień wizyty u Edka. Nie było już ani pieniędzy, ani pustego szkła. Wypili tę marną resztkę wina, która się uchowała. Trzeba było w końcu obudzić Jagnę, która spała już drugi dzień jak zabita. Weronika odkryła kołdrę. Jagna leżała sztywna i zimna jak lód.

Edek zobaczył, że ona jest sina, a na szyi ma granatowy ślad. – Wywnioskowałem z tego – powiedział śledczemu – że została uduszona, i zacząłem podejrzewać, że to ja ją udusiłem. Nie lubiłem jej, a byłem zdenerwowany moją sytuacją życiową. Duszę, kiedy jestem zdenerwowany. Wiem, że jestem do tego zdolny.

Biegli psychiatrzy rozpoznali u Edwarda charakteropatię. Ogranicza ona, stwierdzili, w nieznacznym stopniu zdolność rozpoznania czynu i pokierowania swoim postępowaniem.

Edward czeka na rozprawę sądową. Zachowuje się w areszcie wzorowo.

Polityka 35.1998 (2156) z dnia 29.08.1998; Społeczeństwo; s. 63
Oryginalny tytuł tekstu: "Afekt zalegający"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną