Kulturowo jesteśmy zaprogramowani monogamicznie. Ideałem była i jest dozgonnie wierna sobie para małżeńska, która wspólnie wychowuje dzieci. Główne religie monoteistyczne (judaizm, chrześcijaństwo i islam), które ukształtowały patriarchat, uważały monogamię za przykazanie Boże, a jej naruszenie za grzech. Tyczyło to głównie kobiet. Męskie odstępstwa od monogamii były tolerowane lub – jak w islamie – wręcz sankcjonowane, zaś jej naruszenie przez kobiety surowo karane. Do dziś w wielu krajach islamskich kobiety podejrzane o grzeszny związek są kamienowane lub w inny sposób mordowane przez własnych ojców, braci, mężów, dla których męski honor znaczy więcej od kobiecego życia. Jednak nawet surowe nakazy i kary nie zdołały zabezpieczyć absolutnej monogamii, co wskazuje na istnienie potężnych instynktów, działających w przeciwnym kierunku. W krajach obyczajowo wyzwolonych coraz więcej małżeństw kończy się rozwodami (w USA około połowy). Więcej niż połowa małżonków przyznaje się do choćby przejściowych afer miłosnych.
Biologiczne podłoże monogamii
Jacy z natury jesteśmy? Ponieważ dzielimy większość genów z resztą świata zwierzęcego (od szympansów różni nas tylko około półtora procent genów), nasze instynkty i zachowania w dużym stopniu przypominają zachowania zwierząt. W przyrodzie, gdzie odróżnia się monogamię socjalną od genetycznej (czyli seksualnej), ta ostatnia należy do wyjątków. Monogamia socjalna rozwinęła się tylko wśród tych gatunków zwierząt, u których wychowanie potomstwa jest długotrwałe i wymaga uczestnictwa obojga rodziców.