O zaopatrzeniu rynku decydowała formalnie Komisja Planowania. To ona dzieliła surowce, dewizy i inne środki na poszczególne resorty, a te z kolei – przez zjednoczenia – kierowały je do zakładów przemysłu kluczowego, i na tej podstawie narzucały im plany produkcji. Minister handlu wewnętrznego i usług plasował się na końcu kolejki; za przemysłem ciężkim, górnictwem, energetyką. O hierarchii ważności resortów świadczył fakt, że w latach 80. PZPR zrezygnowała z obsadzania MHWiU najpierw na rzecz PAX, potem SD. Dawni pracownicy resortu zgodnie przyznają, że ich szef mógł niewiele, służył natomiast jako chłopiec do bicia, kiedy na rynku pojawiały się napięcia. To, niestety, zdarzało się często, zwłaszcza przed świętami.
Głównym zadaniem MHWiU był rozdział i koordynacja. – Przemysły stawiały nam do dyspozycji masę towarową, którą planują rzucić na rynek, a my rozdzielaliśmy ją na poszczególnych odbiorców – wspomina Marcin Duszyński, wtedy dyrektor departamentu, obecnie przedsiębiorca w branży alkoholowej.
Kiedy wartość masy porównano z ilością pieniędzy, będących w posiadaniu społeczeństwa, ukazywał się nawis inflacyjny, czyli złotówki, na które nie było pokrycia w towarze. – To był problem, z którym musieliśmy się uporać nie mając wpływu ani na produkcję, ani na ceny, które trzymała w garści Państwowa Komisja Cen – mówi Duszyński. – PKC miała swoje odpowiedniki w województwach, ale one ustalały cenniki tylko na warzywa i owoce. Żywność musiała być tania, gdyż próby podwyżek oznaczały zwykle zmianę ekipy rządzącej. A ponieważ koszty jej wytwarzania były wyższe od cen, różnicę pokrywały dotacje.
Skoro nawisu nie dało się ściągnąć cenami, głównym problemem decydentów stało się wyciskanie i podział masy.
Minister parówka
– Przy tworzeniu rozdzielników stosowaliśmy klucz demograficzny – zapewnia Jerzy Przybyszewski, były pracownik w MHWiU, obecnie emeryt.