We wsi Staszkówka, w gminie Moszczenica, w powiecie gorlickim, w części gospodarstw nie ma prądu. Nie to, żeby światło kiedyś tu było, a energetyka odcięła za niepłacenie albo złodziejstwo. Nie, tu elektryki nigdy nie było.
Temat smutny i wstydliwy
Do 4,5-hektarowego gospodarstwa Czesława Drewniaka jedzie się najpierw gminnym asfaltem, potem kamienistym duktem, dalej polną drogą, okrakiem nad błotnistymi koleinami. Na koniec w lewo, łąką, pod las. Tam trzeba zostawić samochód, bo mógłby się utopić, i dojść ścieżką do skromnej chałupy. W oknie między szybami leży kawałek mięsa w folii i napoczęta kostka margaryny. Ta przestrzeń między szybami to lodówka gospodarza.
Czesław Drewniak nie wie, czy urodził się – prawie 50 lat temu – w dzień, czy w nocy. Jeśli w nocy, to nie inaczej jak przy lampach naftowych i świeczkach. Dopiero kiedy miał kilka lat, ruszyła elektryfikacja, ale jego okolicę i dom ominęła. No i tak zostało. Rodzice pomarli, on został sam. Ożenić, może by się i ożenił. Ale kto by chciał przyjść w takie odludzie, na dodatek bez prądu? Założyć prąd, może by i założył. Kilkaset złotych na to może by i wyskrobał (w zeszłym roku sprzedał jałówkę, cielaka i źrebaka, bo ma dwa konie). – No, ale podanie by trzeba pisać, do energetyki wozić, a kto przy stworzeniu zostanie?
A w ogóle – czy to warto? – W rolnictwie nic się nie dzieje – powiada, nabijając maszynkę do robienia papierosów i wsuwając do gilzy tytoń marki Primus. – W mleczarni płacą 40 gr za litr mleka. To przecież woda, nawet bez gazu, więcej kosztuje.
Pan Drewniak gotuje sobie i stworzeniu na kuchni albo na gazie.