Śmierć współmałżonka. To wydarzenie – prócz urodzin dziecka i ślubu – ludzie pamiętają najdłużej i najsilniej ze wszystkiego, co ich w życiu spotyka. Tak twierdzą amerykańscy naukowcy, którzy siłę wspomnień badali. Doświadczenie wdowieństwa jest dziś udziałem blisko 3 mln Polaków płci obojga, jednak przy blisko pięciokrotnej przewadze wdów.
W 20 lat po wojnie długość życia mężczyzny wynosiła 66,7 lat, a kobiety – 72,3 lat. Na początku lat 90. mężczyzna żył nadal ponad 66 lat, a kobieta 75. Różnica wynosiła więc 9 lat. „Polska wchodzi w lata 90. w stanie katastrofy demograficznej, a stan zdrowia dorosłych mężczyzn jest gorszy niż po wojnie” – pisał prof. Witold Zatoński (POLITYKA 40/94).
Mamy teraz rzekę wdów po tych właśnie mężczyznach. Kobiety co prawda częściej od mężczyzn chorują, ale żyją dłużej: wspaniały babski ród. Broni je zapobiegliwa wobec gatunku rodzącego natura, która zrobiła je z lepszej gliny. Żyją dłużej na przekór urządzeniom społecznym (autorstwa męskiego), które je społecznie degradują.
Co najskuteczniej broni mężczyzn przed przedwczesną śmiercią? Wykształcenie. I obrączka ślubna. Uczeni z Zakładu Antropologii PAN we Wrocławiu ustalili, że mężczyźni o marnym wykształceniu i ciężko fizycznie pracujący umierają wcześniej. Zawody siłowe, wymagające krzepy, tężyzny, przyczyniają się, wbrew temu, co się potocznie sądzi, do skrócenia życia.
Małżeństwa w Polsce dobierają się homogenicznie. Mąż szuka żony o podobnym wykształceniu i pochodzeniu społecznym. I wszystko się zgadza. Wykształcenie polskich wdów, jak wynika ze spisu, zbieżne jest z wykształceniem ich zmarłych mężów.