Klasyki Polityki

Linijka życiorysu

Jak się dostać do łódzkiej filmowki

Goss / •
Kazimierz Kutz zemdlał przed komisją. Romana Polańskiego uznano za wariata. Krzysztof Kieślowski zdawał trzykrotnie, obiecując sobie, że jeśli się uda, rozdepcze własne okulary.

To już pięćdziesiąty raz Łódzka Szkoła Filmowa organizuje nabór. Legenda nie traci przyciągającej mocy. W tym roku o pięć miejsc na wydziale reżyserii walczy blisko 150 osób.

Młodzi przychodzą tu z wiarą w kino ambitne i świadomością, że prędzej czy później trzeba się jakoś sprzedać. – Można się wziąć do solidnej, uczciwej pracy albo kręcić filmy – oświadczył zdumionej komisji jeden z tegorocznych kandydatów.

– A zobacz Kieślowskiego – mówią jedni.

– To wyjątek. Zobacz Pasikowskiego – odpowiadają drudzy. – Na studiach podobno wrażliwy intelektualista, a potem co?

– Trzeba najpierw nakręcić ze dwie „komercje” i zarobić na własne filmy – planują.

– Zrobisz jedną „komercję” i cię wciągnie – niedowierzają.

Rozmowy kandydatów w czasach, jak mówi Wojciech Młynarski, kina finansowego niepokoju. Przyjeżdżają z całej Polski. Sporo z Warszawy, ale nie brakuje także młodzieży z małych miasteczek, nawet ze wsi. Po przekroczeniu bramy większość idzie najpierw obejrzeć słynne schody, na których siadywali ci najwięksi. Najważniejsze dla kinematografii schody po tych z „Pancernika Patiomkina”.

– Ja tam usiądę dopiero jak zdam, teraz to byłaby uzurpacja – deklaruje jeden z kandydatów.

Nigdy nie było łatwo. Kazimierz Kutz opisuje, jak postrach egzaminowanych, Bohdziewicz, podczas jego odpowiedzi wyjął fajkę z ust, położył na popielniczce i powiedział: „To są rekwizyty. Ma pan minutę, żeby się zastanowić i wymyślić opowiadanie filmowe, w którym te rekwizyty odegrają ważną rolę i będą pointą”.

Polityka 27.1998 (2148) z dnia 04.07.1998; Kultura; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Linijka życiorysu"
Reklama