Układy, znajomości, protekcje, dojścia...
Polski nepotyzm współczesny: układy, znajomości, protekcje, dojścia
Upychanie krewnych i znajomych stało się powszechne i wszechobecne. Jest jak nowotwór toczący życie społeczne, odporny na wszelkie terapie i groźniejszy, być może, niż korupcja.
Mamy w tej dziedzinie wprawę wyniesioną z PRL, który był jednym wielkim systemem dojść i znajomości, pozwalających bronić się przed państwem. Ponieważ deficyt dotyczył wszelkich dóbr, załatwiało się wszystko, poczynając od papieru toaletowego, poprzez mięso, czekoladę, buty, talon na pralkę czy samochód, po miejsce w kolejce w spółdzielni mieszkaniowej. Pamiętam pierwszą lekcję w liceum ogólnokształcącym. Środek lat 80., apogeum kryzysu, ocet na półkach. Pierwsze pytanie, które zadała nam wychowawczyni, brzmiało: gdzie pracują rodzice i co mogą załatwić. Przez cztery lata skwapliwie i bez zażenowania korzystała z tej wiedzy.
Dziś zmienił się katalog deficytowych dóbr. Po znajomości załatwia się miejsce na prestiżowej uczelni, dostęp do usług medycznych, koncesje, zamówienia publiczne, ulgi podatkowe i przede wszystkim pracę.
Ryba nieświeża od głowy
– Gdy po 1989 r. budowaliśmy państwo od nowa, nie bardzo było wiadomo, co wolno, a czego nie, ale w atmosferze czuło się czystość i entuzjazm. Potem było już tylko gorzej – mówi prof. Antoni Kamiński, socjolog, szef Transparency International w latach 1999–2001. – Gdy do władzy doszedł po raz pierwszy SLD i zaczął obsadzać co się da swoimi, ludzie mówili: wiadomo – postkomuniści. Ale gdy do władzy doszła AWS z zasadą TKM, pozbawiła ich wszelkich złudzeń. Słyszałem opinie, że skoro nawet ludzie dawnej Solidarności zachowują się nieprzyzwoicie, to znaczy, że wszystko wolno. To jest proces pogłębiającej się demoralizacji.