Z powodu postępujących przemian obyczajowych świeża, czynna zawodowo matka znajduje się w poważnym kłopocie. Gdyby po urodzeniu dziecka zechciała całkiem zrezygnować z pracy zawodowej i poświęcić się trzyletniemu wychowaniu (a jest to ze względów finansowych tylko sporadycznie możliwe), zostanie przez siły postępowe uznana za ofiarę szalejącego patriarchatu oraz dyskryminacji. Przepowie się jej, że sczeźnie sfrustrowana i niezrealizowana. Gdyby zaś miała rozległe plany zawodowe, mogą one zostać odebrane jako przejaw wyrodnego charakteru i egoizmu przez obserwatorów konserwatywnych, karmiących się stereotypem matki-Polki. Oddanie dziecka do żłobka (jeśli w okolicy znajduje się w ogóle jakiś żłobek) jest obecnie ostatecznością graniczącą z sadyzmem. Matka powinna bowiem pamiętać, co psychologowie mówią od niedawna o rozwoju małych dzieci: że wymagają indywidualnego podejścia, uczucia i uwagi skupionej na sobie.
Łagodnym wyjściem pośrednim bywa więc zatrudnienie czułej opiekunki, która w przypadku, gdy dziadkowie są dalecy bądź nieobecni, przytuli dziecko, obdarzy uczuciem oraz wychowa. Zatrudnienie niani będzie plastrem łagodzącym dyskomfort rozłąki.
Dla Anieli Czajewskiej, specjalistki od marketingu, matki 10-miesięcznego Julka, rachunek jest prosty: trzeba pilnować swojej pierwszej po studiach posady. Kto przyjmie potem niedoświadczoną matkę z trzylatkiem?
Tym bardziej że prace domowe i macierzyńskie wykonywane bez przerwy stają się uciążliwe. Matce w obcym mieście bez zaplecza rodzinnego grozi wyobcowanie i nuda.
Według badań Rządowego Centrum Studiów Strategicznych, z opiekunek do dzieci oraz ludzi starszych korzysta już 15 proc.