Klasyki Polityki

Obraz chwilowo niewyraźny

Przeprowadzka do komunalnych czynszówek. Piękne tu wszystko jest

Prawda jest taka, że na starych śmieciach każdy miał lepszą przyczepność, tkwił mocno w starym świecie, jaki by on nie był. Prawda jest taka, że na starych śmieciach każdy miał lepszą przyczepność, tkwił mocno w starym świecie, jaki by on nie był. Anna Musiałówna / Polityka
Wszystko trwało może godzinę, ale w ciągu tej godziny Teresa Kołodziejek, paląc papierosa za papierosem, przeskoczyła z jednej Polski do drugiej. Zabrała ze sobą telewizor, ciuchy, szafki kuchenne i parę drobiazgów. Chciała też zabrać regał, ale rozsypał się, gdy tylko go ruszyła.

O Polsce, z której wyjechała, Bóg zapomniał dawno temu; była zimna, nieskanalizowana i cuchnęła stęchlizną, że ojej. Zapach był w ubraniach, meblach, nawet w ludziach. Na ścianach wiecznie skraplała się para. Nowa Polska, trzypiętrowy prostopadłościan przy ul. Pileckiego 111, ma bieżącą wodę, a nawet ubikację. Jest sucha, ogrzewana centralnie i w ogóle nie pachnie. Tylko kablówki w niej jeszcze nie ma, więc obraz jest chwilowo niewyraźny.

O dwóch domach komunalnych, które za 11 mln zł gmina Ursynów wybudowała na Pileckiego, mówiło się od pewnego czasu. Wiadomo było, że pójdzie do nich Puławska 558, Klubowa, Poloneza. O Kajakowej nikt nie wspominał. – Już myślałam, że zostaniemy tam do końca życia – przyznaje pani Teresa Kołodziejek, która na Kajakowej przemieszkała 15 lat. Teraz nie chce tam nawet zaglądać, bo tam strasznie śmierdzi grzybem.

Przez lata smród był pod kontrolą, przyciśnięty do ścian meblami, ale kiedy ludzie z Kajakowej odeszli – wydostał się, rozpełzł po mieszkaniu.

Zagnieżdżony w swetrach i jesionkach, przywędrował nawet na Pileckiego. Wylazł z szafy pierwszego dnia. Część ubrań pani Teresa musiała wyrzucić, resztę po kolei ładowała do pralki. Aż w końcu zapach zniknął.

Smugi i dźwięki

U pani Danusi na ulicy Poloneza latem super pachniało jaśminem. Okna się otwierało, koty wychodziły, dzieci biegały po dworze do północy.

Na Pileckiego czuć tylko świeży tynk. Dzieci strach wypuścić, bo teren nieznany, zresztą one i tak nie chcą wyjść. Koty biedne, cały dzień z nosami w oknie, raz wyszły, rozejrzały się, powąchały i zaraz wróciły.

Na razie w środku siedzimy, nie ciągnie nas – pani Danusia zapala kadzidełko, żeby napełnić pokój zapachem i odpędzić złe moce.

Polityka 13.2001 (2291) z dnia 31.03.2001; Na własne oczy; s. 108
Oryginalny tytuł tekstu: "Obraz chwilowo niewyraźny"
Reklama