Klasyki Polityki

Kartki, oporniki, bimber. Życie codzienne w stanie wojennym

Rzeczywistość stanu wojennego. Chociaż obowiązywały kartki m.in. na mięso, w sklepach straszyły puste haki, za to na bazarach królowali „spekulanci”. Rzeczywistość stanu wojennego. Chociaż obowiązywały kartki m.in. na mięso, w sklepach straszyły puste haki, za to na bazarach królowali „spekulanci”. Chris Niedenthal / Forum
W ursynowskim Megasamie sprzedawczyni zwierza się reporterowi „Trybuny Ludu”: Lubię tę pracę. Szkoda jednak, że muszę także kontrolować klientów. Np. gdy jest śmietana, wydzielam po jednej, a to powoduje protesty, awantury. Dziś, na szczęście, nie ma śmietany...
Po pierwszym szoku pierwsze przejawy buntu. Ulice krzyczały napisami, szablonami, ulotkami.Chris Niedenthal/Forum Po pierwszym szoku pierwsze przejawy buntu. Ulice krzyczały napisami, szablonami, ulotkami.

„Rano, o dziewiątej włączyliśmy telewizor, żeby Marek mógł obejrzeć Teleranek. Odbiornik warczał. Drugi program – to samo. Próbowaliśmy zadzwonić do sąsiadów z pytaniem: czy u was także telewizor nie odbiera? Ale w słuchawce głucho. Włączamy radio. Właśnie leci przemówienie Jaruzelskiego. Stan wojenny”. Tak typowo zaczyna się jeden z tysięcy „dzienników stanu wojny”, jakie pisywali ludzie od niedzieli 13 grudnia 1981 r.

Gdzie my jesteśmy?

Radio i TVP zostały zmilitaryzowane. W Warszawie, przy ul. Woronicza, przy pl. Powstańców, przy Malczewskiego i Łazienkowskiej budynki obstawione przez komandosów. Spikerzy – prezenterzy telewizyjni – w mundurach. Ludzie darowaliby im to, co czytają, ale powszechny niesmak, wręcz nienawiść wzbudza zaangażowanie, z jakim to robią.

Na rogatkach miast, przy większych skrzyżowaniach ulic posterunki wojska. Czołg albo samochód opancerzony, kilku żołnierzy grzejących się przy koksowniku. W niedzielę, 13 grudnia, Janina K. z dzieckiem w wózku mija taki posterunek przy ul. Stalowej na Pradze, skąd nie widać Pałacu Kultury. – Proszę pani – zwraca się do niej młody żołnierz, a jej serce podchodzi do gardła. – Proszę pani, przepraszam, ale w jakim mieście my jesteśmy? – pyta zażenowany.

Obowiązuje godzina milicyjna, początkowo od 22 do 6 rano. A co z tymi, którzy rozpoczynają pracę o godz. 6? Muszą mieć przepustki. Przybyło więc w miastach np. roznosicieli mleka, gdyż dostawali oni całonocne przepustki. 19 grudnia skrócono godzinę milicyjną w Warszawie.

Polityka 51.2001 (2329) z dnia 22.12.2001; Historia; s. 100
Reklama