Światowa Organizacja Zdrowia obchodzi właśnie sześćdziesięciolecie istnienia. To dobra okazja, aby przeprowadzić globalne badania kontrolne, spisać przypadki wyleczone i oporne. W sumie udało się odnieść wiele zwycięstw, ale prawie żadnego do końca.
Komuś, kto odwiedzał niedawno Niemcy, raczej nie przyszło do głowy, że trafił do kraju, w którym grasują choroby zakaźne. Trudno o bardziej higieniczny obszar w samym sercu Europy. Pozory. Amerykańscy kibice przed przyjazdem na mundial otrzymali szczegółowe informacje ostrzegające przed wirusem świnki, który w ostatnich tygodniach zaatakował Nadrenię Północną–Westfalię. Ponad tysiąc przypadków tej choroby tak zaskoczyło służby sanitarne, że w związku z napływem turystów pospiesznie zaalarmowały opinię międzynarodową: Kto chce do nas przyjechać, niech najpierw zaszczepi się przeciwko śwince. Ilu posłuchało ich rady? Ilu w ogóle o niej wiedziało?
Przyczajone zarazy
Dziś zagrożenie świnką jest dużo mniejsze niż 50 lat temu, gdy chorobę tę zaliczano do śmiertelnych. W tamtych czasach każdej wiosny zapadało na nią na świecie 100 mln dzieci, a od nich zarażali się dorośli. W samych Stanach Zjednoczonych co rok z porażeniem nerwu słuchowego i zapaleniem mózgu trafiało do szpitali 50 tys. nastolatków (co szósty zaatakowany przez wirusa) i dla 3 tys. nie było ratunku.
Nie wiadomo, ile jeszcze byłoby ofiar powikłań niebezpiecznej świnki – której nazwa dziś wzbudza raczej rozbawienie niż strach – gdyby nie odkryta w 1967 r. szczepionka. Można śmiało powiedzieć, że jej twórca – amerykański mikrobiolog Maurice Hilleman – zrobił dla świata dużo więcej niż Louis Pasteur otwierający w XIX w. epokę szczepień ochronnych. Spod ręki Hillemana wyszła nie tylko szczepionka przeciwko śwince, ale też przeciwko odrze, różyczce i grypie; Nagrody Nobla jednak nie zdobył, a