Klasyki Polityki

Mężczyzna o kobiecych oczach

Pseudonim kobiecy pozwala mi spojrzeć na świat oczami kobiety

Yasmina Khadra to w rzeczywistości mężczyzna, algierski pisarz Mohammed Moulessehoul. Yasmina Khadra to w rzeczywistości mężczyzna, algierski pisarz Mohammed Moulessehoul. Gamma / BEW
Korzystam z pseudonimu, by oddać cześć wszystkim kobietom, które podczas wojny algierskiej nauczyły nas, jak być mężczyznami – mówi Yasmina Khadra, pisarz arabski, długoletni oficer armii algierskiej.

MAREK OSTROWSKI: – To bardzo nietypowe: zawodowy oficer zostaje wybitnym pisarzem...
YASMINA KHADRA: – To ojciec chciał, żebym jak on został oficerem. Jestem Arabem, muzułmaninem, przede wszystkim człowiekiem pustyni saharyjskiej; dla takich ludzi cześć dla rodziców podobna jest do religii. Chodziłem więc do szkoły kadetów, armia mnie wciągnęła, wychowała. Zapragnąłem być żołnierzem, bo rozumiałem, że w Algierii wojsko to jedyna droga awansu.

Wyobrażam sobie, że armie na świecie są podobne: patriotyzm, duma narodowa. Armia algierska wykazała się cechą szczególną: republikanizmem. W 1991 r., w obliczu zwycięstwa wyborczego fundamentalistów, wkroczyła zbrojnie i narzuciła siłą umiarkowane rządy.
Armia nie zrobiła tego tylko na rozkaz, ale i z przekonania. Gdy zawisło nad krajem niebezpieczeństwo, że w wyniku wyborów władzę przejmą fundamentaliści, wojsko uznało, że w imieniu demokracji nie można pozwolić faszystom na zwycięstwo. Podobnie zareagowałaby armia turecka; żołnierze postąpili pragmatycznie, racjonalnie, w duchu patriotyzmu arabskiego i dla dobra państwa. To był tragiczny wybór, wybór między wielkim złem a złem nieco mniejszym. Fundamentalizm kusił wspaniałymi obietnicami. W okresie załamania się instytucji społecznych, w okresie niesprawiedliwości, nepotyzmu, korupcji, represji – fundamentaliści obiecywali nową erę, w której każdy otrzyma szansę. Wielu mieszkańców ta wizja pociągała, bo na własnej skórze poznali okrucieństwo poprzedniego reżimu. W samej armii 25 proc. wojskowych sympatyzowało z fundamentalizmem, a 10 proc. było rzeczywiście fundamentalistami! Armia pozostała jednak solidarna, choć wcześniej spór o kierunek, w którym powinien iść kraj, był niezwykle żywy. Większość oficerów, otwarta na świat – młodzi ludzie, którzy pokończyli dobre uniwersytety, studiowali też we Francji, w USA, podróżowali – była przekonana, że fundamentalizm nie przyniesie Algierii niczego dobrego.

Co pan odpowiada na oskarżenia, że armia winna jest ludobójstwa?
Chcę stanowczo podkreślić, że jestem człowiekiem wolnym i mam sumienie. Media zachodnie usiłowały oczernić wizerunek armii algierskiej. Ja jej broniłem. Odmówiłem roli „arabusa na usługach”, jaką pełni większość intelektualistów arabskich osiadłych w Europie (pisarz używa tu trudno przetłumaczalnego zwrotu un bougnoule de service – przyp. M.O.). Armia nie miała nic wspólnego z masakrami cywilów w Algierii.

Pisarz w wojsku – to nietypowe...
Około 80 proc. oficerów stanowili ludzie wykształceni, którzy studiowali także za granicą i znali świat. Artystów było niewielu, najczęściej muzycy i aktorzy. Pisarz był jeden, czyli ja. Armia nie ułatwiała mi pracy. Nie zabraniano mi pisać, ale przechodziłem przez komisję cenzury wojskowej. Prawdziwe problemy z przełożonymi zaczęły się około 1988 r., wraz z publikacjami pierwszych książek. Od czasu, kiedy zacząłem być rozpoznawalny, dowódcy na każdym kroku dawali mi do zrozumienia, że pisarz w mundurze jest źle widziany – nie dawali mi przepustek, nawet po odbiór krajowych nagród literackich. Zamiast tego bez przerwy dostawałem rozkazy zmiany jednostki. W końcu zrozumiałem, że armia to nie jest miejsce dla mnie.

Może nie podobało się to, co pan pisał?
Nie piętnowano tego, co pisałem – dyskryminowano mnie za samo pisanie. Kiedy pisałem pod swym prawdziwym nazwiskiem, nie brałem się za najpoważniejsze problemy narodu; chodziło mi raczej o zdobycie umiejętności pisania. Nie chciałem też nikomu wadzić, pisałem o wojnie niepodległościowej Algierczyków nieco demagogicznie. Sądziłem, że skoro nie krytykuję kształtu społeczeństwa, nie poruszam kontrowersyjnych i drażliwych problemów, a moje książki są poświęcone przede wszystkim biedzie, zabobonom i znieczulicy, to nie wejdę z nikim w konflikt. Naiwnie myślałem, że armia będzie ze mnie dumna. Tymczasem postanowiono się mnie pozbyć; miałem się stać przestrogą dla innych.

W końcu jednak najważniejsze, drażliwe problemy, w tym rodzina, wiara, terroryzm, stały się tworzywem pana książek.
Kiedy poddano mnie cenzurze, zdecydowałem się na anonimowość, zacząłem publikować pod nazwiskiem mojej żony. Przez 11 lat nikt się nie zorientował, że Mohammed Moulessehoul jest autorem książek Yasminy Khadry. Pseudonim kobiecy pozwala mi spojrzeć na świat oczami kobiety. Korzystam z niego, by oddać cześć wszystkim kobietom, które podczas wojny algierskiej nauczyły nas, jak być mężczyznami. To one pierwsze stanęły przeciw integrystom, występowały w telewizji, gdy mężczyźni bali się cokolwiek powiedzieć. Staram się pokazać Arabom, że nie zbudujemy narodu bez udziału kobiet, udziału kluczowego. Kobieta nie jest niczyją własnością; ma własną koncepcję świata. Wyobraźmy sobie ponad połowę ludności wykluczoną, przecież to droga do bankructwa.

Dlaczego tak krwawe walki, tak wielkie ofiary poniosła właśnie Algieria, na pozór nowocześniejsza niż inne kraje arabskie?
Rzeczywiście to jeden z najnowocześniejszych krajów arabskich, gospodarczo znacznie bardziej rozwinięty niż sąsiednia Libia. Mimo to w bratobójczych walkach między rządem a fundamentalistami islamskimi zginęło 100 tys. ludzi. To równie niewytłumaczalne jak zwycięstwo nazizmu w Niemczech, kraju wybitnych muzyków i filozofów. Każde społeczeństwo rozkłada się na swój sposób, algierskie było biedne, choć kraj, niegdyś spichlerz Europy, był bardzo bogaty. Algierczycy żyli w nędzy i opresji, byli gotowi do każdego buntu, powstaliby na każde hasło ideologiczne czy polityczne. Nieszczęście polega na tym, że hasło to rzucili islamiści, czy raczej fundamentaliści, którzy jedyni odważyli się przeciwstawić władzy.

Poza tym, prawdziwe uderzenie fundamentalistów islamskich zaczęło się od Algierii, bo ze strategicznego punktu widzenia kontrolowanie Algierii jest kluczowe: kraj dysponuje dużym potencjałem gospodarczym i za jego pośrednictwem łatwo opanować cały Maghreb – Tunezję, Libię i Maroko. Stąd można rozpocząć budowę bardzo silnego państwa fundamentalistycznego, które dałoby początek wspólnocie ciągnącej się od Maghrebu przez Bliski Wschód, po Pakistan i Indonezję.

Zachód może pomóc Arabom w walce z fundamentalistami?
Zachód nie może niczego dokonać, niczego zrobić przeciw nim. Tylko my, elity muzułmańskie, możemy znaleźć jakieś rozwiązanie. Zachód powinien pomóc tym wąskim bardzo elitom, oświeconym i kompetentnym, tymczasem pogardza nimi, pomiata. Zachód nie powinien pomagać systemowi ani miejscowej władzy, lecz pomóc prawdziwej elicie, która wie, jak zreformować kraj, by stał się bardziej tolerancyjny.

Taka elita zaraz stanie przed oskarżeniami, że otrzymuje pieniądze od wroga, będzie skompromitowana.
Wcale nie. Ludzie nie są pozbawieni zdolności rozróżniania dobrego od złego. Jeśli dążymy do pokoju na naszej planecie, każdy ma prawo się przyczyniać do poprawy stosunków między ludźmi. Także międzynarodowe organizacje. Zresztą świat interweniuje, tylko czy tak jak trzeba? Akceptuje się dziś wojny prewencyjne. To absurd. Nie można wszczynać wojny dla zapobieżenia wojnie. Można albo nie dopuścić do wojny, albo wywołać wojnę: nie można robić dwóch rzeczy naraz. Poza tym świat ogarnęła hipokryzja, której Arabowie nie znoszą: taka „okcydentalizacja oburzenia”. Gdy bomby wybuchały w Londynie lub Madrycie czy Nowym Jorku, ulice wypełniają się tłumami protestujących, wszyscy natychmiast żądają pokoju. A kiedy dochodzi do nieszczęść w krajach arabskich, nikogo to nie obchodzi, jakby chodziło o jakieś fatum, nieunikniony los. Nikt nie pamięta, że te społeczeństwa stawiają opór, walczą i umierają codziennie, bo odrzucają fundamentalizm i samo piętno, jakie fundamentalizm odciska na ich wizerunku.

Wzajemne zrozumienie nie jest naszą najsilniejszą stroną.
Trzeba, by Zachód zszedł z obłoków, na które się wyniósł. Nie jest panem świata. Społeczeństwa, które traktuje jako prymitywne i barbarzyńskie – nie są barbarzyńskie, tylko biedne. W przeciwieństwie do wielu krajów zachodnich, które nie zrobiły nic, by przeciwstawić się nadciąganiu ideologii totalitarnych – jak faszyzm we Włoszech czy w Niemczech – społeczeństwa arabskie mają odwagę przeciwstawiać się fundamentalistom. Tego Zachód nie widzi. Zachód próbuje sobie wmawiać, że wszyscy muzułmanie są potencjalnymi fundamentalistami. Fundamentaliści szaleją wśród nas od dziesięcioleci, a przecież zachowaliśmy prawość. Tymczasem w Niemczech kilka lat wystarczyło, by faszyzm przeniknął wszystkie instytucje, by wszyscy Niemcy się przeobrazili, stracili punkty odniesienia, kulturę, humanizm, by popadli w okrucieństwo, jakiego ludzkość przedtem nie znała. Zachód musi dostrzec swoje ułomności. Odnoszę to także do interwencji Izraela w Libanie. Zachód stał się wspólnikiem silniejszego. Agresja wobec Libanu jest dowodem hipokryzji i tchórzostwa. Wczoraj Zachód wydał Warszawę na pastwę nazistów, potem zostawił ją Sowietom. Dziś porzuca Bejrut.

Zachód tego nie widzi czy nie rozumie?
Europa i USA nie pojmują, jak bardzo skomplikowany jest świat arabski. Są trzy określenia islamu. Najpierw chodzi o zwyczajnych wiernych, takich samych jak inni, chrześcijanie czy żydzi – wierzą w Boga, żyją sobie spokojnie, tak jak umieją, nie mają żadnej strategii czy makiawelicznych ambicji. To zwykli ludzie. Dalej mamy islamistów, ale nie mających nic wspólnego z fundamentalistami. Islamiści chcą przywrócenia państwa teokratycznego w ich kraju. Islamista egipski chce państwa teokratycznego w Egipcie, a nie w Libanie czy w Syrii. Chce pozostawić tę samą flagę narodową, hymn, instytucje narodowe, lecz by były pod rządami duchownych. Islamiści, którzy angażują się politycznie, szanują różnice etniczne oraz zasady demokracji, chcą zachować islamską tożsamość społeczeństw i jednocześnie układają się z Zachodem na wzór Arabii Saudyjskiej i Kuwejtu, które pokazały, że potrafią negocjować, handlować, utrzymywać normalne związki ze światem.

Natomiast fundamentaliści to utopijny ruch ideologiczny, w dodatku zbrojny, który chce stworzyć utopijne państwo. Oni nawet nie słuchają dzisiejszych państw arabskich, które są dla nich tylko wasalami i które pewnego dnia znikną na rzecz jednego wielkiego narodu, umma. Będzie jeden kalifat pod wspólnym sztandarem. Nawet najwybitniejsi filozofowie i intelektualiści zachodni mylą islamistów z fundamentalistami. Fundamentaliści chcą powrotu do tradycji, szariatu i teokracji, chcą walczyć z Zachodem, ich państwo miałoby utrzymywać pokojowe stosunki tylko z innymi państwami muzułmańskimi. Zatem jeśli Wielka Brytania się nie nawróci, to kalifat będzie z nią toczył wojnę. Według fundamentalistów, Algieria miałaby się stać zaledwie departamentem arabskiego mocarstwa.

Kto może opanować fundamentalistów?
Nad fundamentalistami nie ma żadnej kontroli – raz, że jest ich zaledwie kilka tysięcy (na 1,2 mld muzułmanów), a dwa, że nie są uzależnieni od jakiegokolwiek państwa. To właśnie ta garstka trzyma świat w szachu, strasząc, że wysadzi go w powietrze. Ci psychopaci nie znają granicy dobra i zła, prawdy i fałszu. Swą siłę czerpią z absurdalnego straszenia Zachodem. Kiedyś mówiłem, że gdyby Zachód zachował więcej zimnej krwi, spojrzał na sytuację tak, jak się ma w rzeczywistości – to fundamentalizm sam doprowadziłby się do upadku i pewnego dnia zniknął jak kamfora. Teraz to przepadło. Dziś USA i Izrael dowartościowały fundamentalizm, legitymizowały go. Ostatnia szansa na pokój poszła z dymem.

Yasmina Khadra to w rzeczywistości mężczyzna, algierski pisarz Mohammed Moulessehoul. Literacki pseudonim – imiona żony – przyjął, by uniknąć ingerencji wojskowej cenzury w swoje książki. Khadra urodził się w Algierii w 1955 r., ukończył korpus kadetów, potem przez 25 lat był oficerem w algierskiej armii. W 2000 r. opuścił kraj i osiadł na południu Francji. Powieści Khadry, pisane po francusku, wydawane są w 22 krajach, a „Jaskółki z Kabulu” znalazły się w USA i Wielkiej Brytanii na liście 20 najpopularniejszych powieści nieanglojęzycznych. Najnowsza książka pt. „L’attentat” („Zamach”) jest nominowana do prestiżowych nagród literackich: Prix Goncourt, Prix de l’Academie i Prix Femina, ponadto książka weszła na szczyt francuskich list bestsellerów. Trwają przygotowania do ekranizacji. W Polsce wydano jego cztery książki – „Jaskółki z Kabulu”, „Kuzynka K”, „Owieczki Pana” i „O czym marzą wilki”.

Polityka 32.2006 (2566) z dnia 12.08.2006; Świat; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Mężczyzna o kobiecych oczach"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną