Kowalski to włoszczowski kontrowers – zarazem regionalista, wizjoner, potomek rodu rycerskiego, bezdyplomowy ekonomista, mówca i cyklista. Wierzący i bezrobotny. Temat pociąg porusza go w wymiarach kronikarskim (fotografia), miastotwórczym (zobaczy się) i emocjonalnym (wzruszenie) – jak to u regionalistów. Nie mógł więc przeoczyć takiego wydarzenia!
Fotografował zatem pociąg ekspresowy, który delikatnie rozrywał rozwieszoną między słupami sieci trakcyjnej plastikową taśmę w barwach państwowych, a zebrani klaskali maszyniście za tę delikatność, a niektórzy także za punktualność, chociaż nie mieli zamiaru do pociągu wsiadać. Była godzina 7.34, orkiestra kolejarzy z Siedlec grała walczyka, z puzonów i trąbek buchała para wodna; przy torze numer 4 we Włoszczowie przemawiał chrzestny peronu – minister Przemysław Gosiewski z Prawa i Sprawiedliwości.
– Pociąg ekspresowy, panowie, przyczyni się do podniesienia ziemi włoszczowskiej z kolan! – Kowalski uderza dłonią w fotograficzny tryptyk o pociągu zamglonym, lecz namacalnym. – Toż to mgła-zjawisko, jakby ilustracja do „Stepów Akermańskich”!
Śmig
Przed kilkudziesięciu laty chłopaki z Włoszczowy pędzili na rowerach wzdłuż torów kolejowych na glinianki kąpać się, patrzeć na dziewczyny, zapoznawać dziewczyny, poznawać je jeszcze bliżej. Od strony miasta dobiegał śmig pociągów z północnej linii, rozwożących ludzi i towary gdzieś tam, albo śpiewanie poruszanych tym śmigiem drutów wysokiego napięcia. Rodził się nieodgadniony smutek, bo wszystkie te pociągi Włoszczowę omijały, pokazywały się z jednej strony miasta jak obietnica i znikały z drugiej jak zdrada. – Zwłaszcza za kadencji sekretarza Gierka, gdy budowano Centralną Magistralę Kolejową, składy z potrójną częstością omijały Włoszczowę – mówi Wiesław Sobór, dawny zaopatrzeniowiec w firmie stolarskiej.