Tej zimy nic już im nie pomoże. Nawet wprowadzenie we Władywostoku i innych miastach Kraju Nadmorskiego stanu wyjątkowego i skierowanie na dalekowschodni front do walki z zimnem pułku obrony cywilnej z Chabarowska, skupiającego najlepszych specjalistów i ratowników. Ich zadaniem będzie pomoc służbom komunalnym w naprawieniu i uruchomieniu sieci ciepłowniczej kilkunastu miast Kraju Nadmorskiego.
Sami mieszkańcy Dalekiego Wschodu, jak w piekle Dantego, porzucili wszelką nadzieję. Już teraz wiadomo, że tysiące ludzi będzie musiało przezimować w blokach bez centralnego ogrzewania. Największy strach wzbudzają styczniowe i lutowe „chińskie mrozy”, gdy temperatura spada do 30 stopni poniżej zera, a od strony kontynentalnych Chin wieją huraganowe wiatry.
Gdy w połowie listopada na Daleki Wschód spadły mrozy poniżej 25 stopni, rozpoczęła się lodowa odyseja. Okazało się, że w wielu miastach na granicy zamarznięcia jest system ciepłowniczy. O blokach z wielkiej płyty nie ma co wspominać: zamarzły od razu.
W telewizyjnych relacjach powtarzają się te same nazwy – Artiom, Ussuryjsk, Partizansk, rejony Chasanskij i Kawalerowskij. Ściany mieszkań pokryte lodową skorupą i szronem. Większość mieszkańców nawet na noc nie ściąga kożuchów. Śpią pod trzema kołdrami. Prawie się nie myją, gdyż zetknięcie z lodowatą wodą to tortura – w mieszkaniach temperatura nie przekracza 5 stopni.
– Nawet w czasie wojny nie było tak źle – opowiada mi Maria Sołowienko z gazety „Zaria Rossiji iz Władiwostoka”. – Zupełnie jakbyśmy siedzieli w okopach zasypywanych śniegiem. Nawet tutaj, we Władywostoku, stolicy regionu, są całe dzielnice, gdzie temperatura w mieszkaniach ledwo się podnosi do 8, czasem 10 stopni.