Uczyli się w technikum leśnym w Warcinie pod Słupskiem, gdzie niegdyś majątek miał Otto von Bismarck. Przy szkole od 30 lat działa Ośrodek Rehabilitacji Ptaków Drapieżnych, jeden z kilku w kraju. Trafiają tu skrzydlate drapieżniki, którym przydarzyło się nieszczęście – zostały ranne, zachorowały. Rehabilitacja metodą sokolniczą ma je przywrócić naturze. To tutaj Adam Mroczek, Paweł Muzyka, Korneliusz Knitter i Sławek Kotłowski zarazili się wirusem sokolnictwa.
Adam, rocznik 1980, najstarszy z czwórki, poszedł na studia leśne do Krakowa. Jest inżynierem, robi magisterkę. Pracę znalazł w biurze Tesco. Ale prócz tego prowadzi własną niewielką firmę – oferuje usługę płoszenia ptactwa. Ma kilkanaście ptaków drapieżnych, odpowiednio ułożonych, i zatrudnia trzech sokolników. Właśnie Pawła, Korneliusza i Sławka. Pracują na lotnisku Marynarki Wojennej w Gdyni Babich Dołach oraz na terenie Zakładu Utylizacyjnego w Gdańsku Szadółkach. Adam jeszcze w trakcie studiów praktykował w Niemczech u hodowcy sokołów.
W hodowli było około stu ptaków przeznaczonych na eksport, głównie do Arabii Saudyjskiej. Szejkowie arabscy cenią sobie zwłaszcza białozory – gatunek sokołów, który osiąga największe rozmiary. Białozory są szybkie, ale nie dorównują sokołom wędrownym, które, atakując zdobycz, w locie pikującym przekraczają prędkość 300 km na godzinę. Arabskim szejkom hodowcy oferują hybrydy – krzyżówki białozora z sokołem wędrownym, ptaki duże i szybkie.
Londyńscy znajomi Adama za pomocą sokołów płoszą gołębie na Trafalgar Square. Sokolnicy z Polski wyjeżdżają do Kanady, aby odstraszać ptaki od plantacji borówek amerykańskich.