Ostatnia usługa
Dziś na cmentarzach liczy się, za przeproszeniem, kubatura
Jeszcze niedawno większość ludzi w czasach pokoju rozstawała się z doczesnością we wspólnocie, w której żyła, na oczach rodziny i bliskich. To oni myli i ubierali zmarłego, mówiąc do niego w trakcie tych czynności. Potem rodzina układała zwłoki w trumnie i czuwała przy nich całą noc. Teraz śmierć na dobre przeniosła się do szpitali.
Jeszcze niedawno najbliżsi zamykali zmarłemu oczy i zapalali gromnice u wezgłowia łóżka, dziś pierwszą reakcją rodziny bywa telefon do zakładu pogrzebowego. Zmarły staje się klientem, a ostatnia posługa zmienia się w ostatnią usługę, profesjonalną í kompleksową.
W łagodnej tonacji jasnych szarości
Tradycja trzymania ciała w domu ostała się jeszcze po wsiach i przedmieściach. Ozdabia się kwiatami reprezentacyjny pokój, zapala świece, żałobnicy modlą się półgłosem, intonują pieśni nad otwartą trumną ustawioną na stołach. (Na Mazowszu po wyprowadzeniu zwłok ostatni żałobnicy przewracają na bok owe stoły, by śmierć szybko nie zagościła z powrotem). W domostwach zatem na ten czas tworzy się coś na kształt kaplicy. – Ale jak urządzać nocne czuwanie w bloku? – pyta prof. Roch Sulima, antropolog z Uniwersytetu Warszawskiego. W domostwach współczesnych nie ma już zwykle kąta sakralnego: zamiast pasyjki i kropielnicy ze święconą wodą w centralnym punkcie stoi telewizor.
– Umieranie się instytucjonalizuje – mówi Sulima. Funkcję domowej kaplicy przejmują, zwłaszcza w dużych miastach, domy pogrzebowe – coraz częściej prężne przedsiębiorstwa organizujące całość pochówku. Przedsiębiorcy pogrzebowi starają się subtelnie, z psychologicznym znawstwem, podchodzić do rodziny i godzić wymogi biznesu z dramatyzmem chwili, w jakiej przychodzi im świadczyć usługę.
Branża funeralna niezwykle się w ostatnich latach rozrosła i zorganizowała.