Nasir Flajsz, poeta i architekt z Bagdadu, recytuje swój wiersz: „Kiedy obudził się ze snu/Stanął w oknie/Spoglądała na niego wojna/Kiedy uwolnił się od smutku/Miał czterdzieści lat”. To taki hymn irackiego wypalonego pokolenia. Urodzili się, kiedy Saddam przejął władzę. Wchodzili w życie, gdy walczył z Iranem. Dobiegali trzydziestki, gdy napadł na Kuwejt. Ginęli za wodza na pustyni. Starzeli się w domach, bo nie mogli wyjeżdżać. Patrzyli, jak Irak popada w ruinę.
Saddam Husajn nazywał się płomieniem Iraku, przemawiał do narodu tonąc w kwiatach, cenił Mercedesy, miał największą na świecie kolekcję pałaców i kapeluszy. Pisywał scenariusze teatralne i dawał telewizyjne wykłady o higienie osobistej, bo sam lubił być na powitanie całowany pod pachami. Przez całe lata naród udawał, że Saddam nie zwariował, jakby to była bajka o nagim królu. Wódz ciągle był groźny i miał następców.
Kiedy w marcu 2003 r. do Iraku weszli Amerykanie i Anglicy, ludzie całowali się z radości na ulicach. Godzinami czekali na placach, żeby tratować głowę kolejnego zwalanego na ziemię pomnika Saddama. Dyktator zniknął, ale zabrał im 35 lat życia.
Wiersz Nasira Flajsza o irackim pokoleniu nosi prosty tytuł „Kradzież”.
Mistrzostwa łgarzy
W latach 70. na bagdadzkim podwórku Uadiego Nadera popularna była wśród dzieci gra w kłamców. Zaczynała się od tego, że kogoś porywała tajna policja. Następnie odbywało się przesłuchanie i dziecięca komisja oceniała, czy podejrzany dobrze kłamie. Wygrywał ten, kto najwięcej łgał i nie trzęsło mu się przy tym ciało.