Czarna ospa w czerwieni
Zaraza czarnej ospy we Wrocławiu. Pojawiła się, choć nie powinna
Zaraza pojawiła się w 1963 r., choć nie powinna. Od trzydziestu lat nikt w Polsce na czarną ospę nie chorował. Pojawiła się we Wrocławiu, choć akurat tu nie powinna podwójnie. Bardziej prawdopodobna była w Warszawie, gdzie przylatywały samoloty ze świata, albo w Gdańsku, gdzie przybijały z zagranicznych rejsów statki. Długo nie było wiadomo, kto był pierwszym chorym, jeszcze dłużej, skąd ospa się we Wrocławiu wzięła.
Doktor Andrzej Ochlewski był w 1963 r. kierownikiem wydziału zdrowia i opieki społecznej Wrocławia. Gdy wybuchła epidemia, kierował walką z ospą. W 1995 r., podczas jubileuszowego spotkania z okazji 50-lecia służby zdrowia na Dolnym Śląsku, niespodziewanie wyznał, że to on wpuścił ospę do Wrocławia.
– To prawda – potwierdza dziś dr Ochlewski. – W kwietniu 1963 r. wieczorem wezwano mnie w pilnej sprawie do komitetu. Sprawa była bardzo delikatna.
N.N. z SB
Oficer Służby Bezpieczeństwa wylatywał do Indii. Leciał pod fałszywym nazwiskiem, na które trzeba było wystawić książeczkę zdrowia. Ze starej wynikało, że miał aktualne szczepienia, a mimo to wrócił chory. Trafił do szpitala MSW na Ołbińskiej, gdzie leczono go na malarię. Ospy nie rozpoznano, choroba przechodziła niemal bezobjawowo.
Mimo zidentyfikowania pierwszego chorego, długo nie można było mówić, kim był. Nawet w niskonakładowych specjalistycznych opracowaniach lekarskich, w których podawano inicjały chorych, przy pierwszym widniały literki N.N. Nieznany. Wyglądało to śmiesznie, bo pozostałe dane wskazywały, że był znany bardzo dobrze. Oprócz inicjałów w statystykach było prawie wszystko: wiek, data szczepienia, zakażenie w Indiach. Nie było tylko nazwiska i prawdziwego zawodu. W odpowiedniej rubryce widniał zapis: urzędnik.