Nie uważają, że są w ringu śmieszne i, prawdę mówiąc, mają w tej sprawie poważne argumenty w rękach. – Kiedyś jeden taki śmiał się ze mnie. Przestał, gdy oberwał prawym prostym – mówi Karolina Michalczuk, kiedyś pracownica mleczarni w Łęcznej, dziś wicemistrzyni Europy.
Po co ci to, Leszek
Gdy po drodze na Węgry srebrny Mercedes Vito traci orientację i zaczyna błądzić po Słowacji jak bokser trafiony nagłym sierpem, ekipa wzdycha, bo może to zły znak, pierwsze ostrzeżenie, że lekko nie będzie. Chociaż może to jednak dobry znak, zapowiedź jeszcze nie triumfu, ale chociaż drobnego sukcesu, którego polski kobiecy boks nie ma, ale bardzo chciałby mieć.
Cały ten kobiecy boks jedzie właśnie ściśnięty w prywatnym busie trenera Piotrowskiego. Niektórzy po przyjacielsku odradzali mu ten wyjazd. Po co ci to, Leszek, pytali, na Węgrzech nic nie zwojujesz, tam przyjadą najlepsze dziewczyny z Europy, będą ciężkie boksy. Mimo to zdecydował się, bo jako trener kadry oddał sprawie dwa lata, trochę zdrowia i jeszcze więcej pieniędzy.
– Na razie jeszcze dokładam, bo mam z czego – tłumaczy Piotrowski, były bokser, biznesmen ze Świecia, który nominację na trenera kadry dostał, bo był jedynym kandydatem mogącym tak odpowiedzialnemu zadaniu sprostać, czyli pracować za darmo i jeszcze dopłacać do interesu z własnej kieszeni. Tylko w tym roku wyjazdy i zgrupowania kosztowały go ponad 60 tys. zł. Związek nie dołożył nic, bo powiedział, że nie ma, przecież kobiecy boks to nie jest olimpijski interes i w ogóle sprawa sportowo trochę podejrzana.
W hotelu Patria w Pecs okazuje się, że gospodarze bez uprzedzenia podnoszą koszt pobytu każdego członka ekipy o całe 50 dol.