Nie wszyscy okrutni mordercy są psychopatami i nie wszyscy psychopaci mordują. Cechy psychopatyczne może mieć biznesmen, prawnik, wojskowy, polityk. I sąsiad z naprzeciwka.
Pewien pielęgniarz z pogotowia, wynajmujący mały dom tuż obok mego, poprosił kiedyś o pożyczenie kosiarki. Zaoferował pomoc w drobnych naprawach. Odmówiłam. Unikałam go. Coś mnie w nim zmroziło, choć zachowywał się bez zarzutu.
W kilka lat później, przeglądając akta spraw karnych w warszawskim sądzie, zobaczyłam zdjęcie sąsiada. Zamordował znajomego, w zmowie z jego żoną. Pojechali obaj na ryby. Sąsiad włożył białe rękawiczki, wyjął schowany kamień i uderzył w głowę tego młodego człowieka. Czemu mi to robisz? – spytał konający. – Bo cię, kurwa, nie lubię, odpowiedział. Wbił nóż w serce, choć tamten już nie żył. Ukrył ciało niedbale w przybrzeżnych krzakach. W domu zabitego czekała już jego żona z kolacją. No i co, udało się? – spytała. Skazani posyłali do siebie z więzień czułe liściki. „Nie musieli nas zamknąć, ale kiedyś wypuścić będą musieli” – pisał morderca.
Bez żalu
I w tej sprawie, i w wielu innych, gdy w grę wchodzi morderstwo, zdumiewa w oprawcach brak jakiejkolwiek skruchy, żalu, wyrzutów sumienia. Skrzyżowanie hieny z drewnem – napisałam o uczniu liceum, synu marynarza, który zadźgał nożem matkę zmywającą talerze nad zlewem. Był całym jej światem. Kiedy błagała o litość, dalej zadawał ciosy nożem. Chciał opróżnić jej konto bankowe. Zawlókł trupa do piwnicy i poszedł na dyskotekę.