Nie jestem aż tak szalony, by ostentacyjnie popierać kopulację w cichych zakamarkach pomiędzy regałami, ale szczerze powiem: zachwyca mnie ona.
Jak niedawno doniosła „Gazeta Stołeczna”, kierownictwo Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego postanowiło radykalnie zaostrzyć regulamin, ponieważ czytający w Bibliotece książki studenci robili też tam inne rzeczy: słuchali muzyki, gadali przez komórkę, pili piwo, palili, jedli, spali, uprawiali seks itd. Słowem w BUW kwitło życie we wszystkich swych przejawach, życie – ma się rozumieć – bywa naganne, ale dla tych, co mają Bibliotekę za najwyższą formę życia, dla prawdziwych mieszkańców Biblioteki (zwanej też rzeczywistością) problem regulaminu Biblioteki jest sprawą wolności.
Polityka
4.2005
(2488) z dnia 29.01.2005;
Pilch;
s. 93