W grudniowy, słoneczny, lecz wietrzny poranek nad miastem stoi ostry zapach morskich ryb i orientalnych przypraw. O świcie kutry rybackie wracają z nocnych połowów i zarzucają kotwicę dokładnie tam, gdzie przed ponad siedmiuset laty cumowały statki krzyżowców z Genui, Pizy, Wenecji i Marsylii. W powietrzu krążą mewy, ich uparty krzyk wdziera się w śpiewne nawoływanie muezzina, który z minaretu meczetu Al Dżazar przypomina wiernym, iż nadszedł czas pierwszych z pięciu obowiązkowych, codziennych modłów.
Arabscy kupcy pomału otwierają kramy na licznych sukach, czyli targach, chronionych przed słońcem i deszczem murowanymi sklepieniami. Główną ulicą tego dziś izraelskiego miasteczka z trudem przepychają się dziesiątki samochodów; ich kierowcy na pewno nie wiedzą, że pod wspartym stalowymi stropami asfaltem odkopano niedawno ogromne lochy siedziby zakonu szpitalników. W labirynt gęstej zabudowy można się zapuścić tylko pieszo; niektóre zaułki są tak wąskie, że rozwarłszy ramiona można dotknąć równocześnie ścian przeciwległych domów. Niektóre uliczki prowadzą do obszernych hanów, czyli osmańskich zajazdów. W jednym z nich, tuż przy porcie, w hanie el Omdan mieścił się przez całe stulecie, od 1191 do 1291 r., Najwyższy Sąd Handlowy dzielnicy weneckiej.
Choinka w kaplicy
To tylko cząstka dawnego bogactwa miasta, które kryje się nadal pod gęstą zabudową: cytadele, kościoły, klasztory i dzielnice mieszkaniowe splądrowane ostatecznie przez nawałnicę armii muzułmańskich.
Wysoko nad hanem El Farandż (czyli francuskim) dumnie powiewa na wietrze flaga zakonu franciszkanów: pięć czerwonych krzyży na białym tle. Tutaj mieści się jedyna w Akce katolicka szkoła średnia Terra Sancta. Dyrektor, włoski ksiądz dr Quirico Callela, przyznaje ze smutkiem, że spośród pięciuset uczniów tylko setka to dzieci chrześcijańskie.