Szef salonu fryzjerskiego zatrudniał nastolatków. Zamiast im płacić, kazał płacić sobie – za to, że daje pracę. A ponadto łapał, szczypał i sprośnie żartował z dziewcząt.
Pięć praktykantek poszło do sądu. W miejscowej prokuraturze nieoficjalnie mówią, że pieniądze to może by jeszcze wygrały, ale po co to molestowanie...
Sprawa o molestowanie jest w Polsce wciąż trudna do wygrania, nawet w bardzo drastycznych przypadkach. A ten był banalny: zakład fryzjerski, szef w typie playboya, trochę po pięćdziesiątce, niby żartem chwytający podwładne za piersi („Sprawdzam, czy się moje dziewczynki dobrze rozwijają”), głaszczący po pupach albo zadający wprawiające w zażenowanie pytania („A ten twój chłopak to cię już dziurkuje?
Polityka
40.2005
(2524) z dnia 08.10.2005;
Społeczeństwo;
s. 102