Pasierbowie niedzielnej macochy
Nowa rodzina po rozwodzie. Fakty i mity
Przez całe wieki wdowcy żenili się z wdowami albo pannami. Wdowy – odpowiednio – z wdowcami i kawalerami. Z rozwiedzionymi nikt się nie żenił, bo tacy się w ogóle nie zdarzali: co Bóg złączył i tak dalej. Kobieta była po bożemu macochą i pasierb nie zwracał się do niej jak teraz – Elu, ciociu i jak tam jeszcze. A mężczyzna był ojczymem, a nie Jurkiem lub wujkiem.
Dzieci zostawały pasierbami, które należało karmić i ich nie krzywdzić, nie zapominając wszakże, że mężczyzna wchodzi do domu kobiety z dziećmi jako zbawca i anioł (chyba że wdowa bogata), bo mógł sobie wziąć pannę świeżą i bez balastu. Wdowa bez dzieci wychodząca za wdowca dzieciatego zbawczynią już nie była, bo jej psim obowiązkiem, jako kobiety, było jego dzieci wychowywać.
W latach 60. ubiegłego wieku 41 proc. wdowców brało powtórny ślub, pod koniec lat 90. – już 57 proc. mężczyzn i 51 proc. kobiet. I od lat 60. ubiegłego wieku doszły do tego nowe konfiguracje z udziałem rozwiedzionych.
Familiolodzy traktowali je najpierw jako odstępstwo od normy, to znaczy od rodziny, w której pierwszopoślubieni rodzice wychowują własne dzieci. A ponieważ odstępstw było coraz więcej, zaczęto je z czasem uznawać za nową formę obok innych małżeństw, jak na przykład bezdzietne czy niepełne.
Z początku nie interesowały one specjalnie badaczy, nie dociekano, jakież to układy panują w rodzinie między ojczymem, macochą, pasierbami i pasierbicami. Zresztą ani oni, ani ich otoczenie nie używali na co dzień tych określeń. Bo brzmią paskudnie. Macocha to przecież osoba zła i przewrotna, ojczym – zimny typ, który szybko wypycha pasierbicę za mąż, byle się pozbyć intruzki, a pasierba traktuje jak parobka. Pasierbica to ktoś, kto ma we włosach wszy, bo żyje w brudnym domu – powiedziały mi dzieci w jednej z podbiałostockich szkół.