Ocena z religii wliczana do średniej z przedmiotów nauczania nie narusza konstytucji - orzekł Trybunał Konstytucyjny. Tym samym potwierdził, że rację miał Roman Giertych, a nie SLD.
To Giertych jako minister edukacji w rządzie PiS wydał zarządzenie, by wliczać stopień z religii do średniej. A SLD zrobił to, co należało zrobić w państwie, które konstytucyjnie nie jest wyznaniowe. Poprosił o sprawdzenie, czy decyzja Giertycha nie narusza prawa.
Rzecz jasna, Trybunał powinien być ślepy na kolory polityczne i personalia. Miał rozstrzygnąć kwestię prawną. Rozstrzygnął – ku satysfakcji Giertycha, Kościoła rzymskokatolickiego i znacznej części opinii publicznej. W tym autora ,,BelferBologu’’ na naszej stronie internetowej, Dariusza Chętkowskiego. To istotny przyczynek do dyskusji, bo z wnętrza polskiej szkoły.
Ale ani on, ani Trybunał nie rozwiał moim zdaniem wątpliwości w tej ważnej sprawie. W tym sensie sprawa nie jest skończona.
Nadal można pytać, czy to jednak nie przegrani przed Trybunałem mają więcej racji, wskazując, że decyzja umacnia uprzywilejowany status Kościoła kosztem innych opcji konfesyjnych i światopoglądowych w państwie polskim.
Trzydzieści lat temu byłem polonistą i anglistą w liceum. Katecheza i krzyże w klasach to była ,,religious fiction’’, coś, o czym można było pomarzyć. Ówczesne państwo polskie religii w przestrzeni publicznej sobie nie życzyło. A ponieważ nie było państwem demokratycznym, respektującym prawa obywatelskie, nawet niewierzący sympatyzowali wtedy z protestami młodzieży, takim jaki we Włoszczowie w połowie lat 80., która się upominała o krzyż w szkołach. Ja też popierałem podobne akcje obywatelskiego nieposłuszeństwa.
Świeża pamięć o tamtych latach dyskryminacji wierzących sprawiła, że po zmianie ustroju powrót religii do szkół przyjęto jako powrót sprawiedliwości.