Kraj

Nesia wszystko doniesie

Podwójne życie żony Jasienicy

Nena w 1991 r. Rok później pojawiły się książki ujawniające jej współpracę z SB Nena w 1991 r. Rok później pojawiły się książki ujawniające jej współpracę z SB Andrzej Wiernicki / Forum
Córka Pawła Jasienicy prosi, by nie wiązać historii jej ojca i jego żony z wchodzącym na ekrany filmem „Różyczka” Jana Kidawy-Błońskiego. Jak wyglądała ta historia naprawdę?
Pogrzeb Pawła Jasienicy, 1970 r. Pierwsza z prawej: Zofia Beynar-OBretennyDanuta B. Lomaczewska/East News Pogrzeb Pawła Jasienicy, 1970 r. Pierwsza z prawej: Zofia Beynar-OBretenny

Na pogrzeb męża Zofia Beynar-O’Bretenny włożyła czarny kostium, skórzane rękawiczki, a na głowę czarną chustkę. Na żadnym ze 124 zdjęć, zrobionych na pogrzebie Lecha Beynara (znanego lepiej pod pseudonimem Paweł Jasienica) przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, nie widać łez wdowy. Na wszystkich fotografiach ma oczy zasłonięte ciemnymi okularami i spuszczoną głowę, jakby wpatrywała się w grudki ziemi leżące przed trumną pisarza.

„Zachowywała się tak, jak przystało na smutną wdowę po wielkim pisarzu”zapamiętał kpt. Adam G. z SB, który rejestrował służbowo wszystko, co mówiono nad trumną pisarza. Dzięki Służbie Bezpieczeństwa, która w sierpniu 1970 r. wysłała na cmentarz aż trzech pracowników, wiemy, że na pogrzebie przemawiał Jan Parandowski, po nim Stanisław Stomma i na końcu Jerzy Andrzejewski. Wiadomo nawet, kto zaintonował „Jeszcze Polska nie zginęła...”, kto śpiewał, a kto tylko ruszał ustami.

Wdowa po pisarzu zwierzyła się potem kapitanowi Adamowi G., że najtrudniejsza dla niej była stypa. W pewnym momencie podeszła do niej córka pisarza i powiedziała: To pewnie ty przez cały czas kapowałaś? Wdowa podejrzenie zbyła jakimś żartem.

„Trudno było uwierzyć w taką możliwość – wspomina Adam G. – Była najlepiej zakonspirowaną agentką, jaką pamiętam”.

Po śmierci Pawła Jasienicy wdowa poprosiła SB o szybką zamianę mieszkania. „Mówiła, że nie chce mieszkać w domu, w którym pomogła wykończyć męża – wspominał jej oficer prowadzący Adam G. – Przeniosła się na Stare Miasto, gdzie mieszkało dużo esbeków. My tę dzielnicę nazywaliśmy »Ubowo«”.

***

Na warszawskie salony Zofię O’Bretenny wprowadził znany warszawski dziennikarz Jerzy Mikke. Poznał ją w latach 50., gdy pracowała jako sekretarka w Ministerstwie Kultury. Znajomym kazała zwracać się do siebie Nena, co było zdrobnieniem od jej drugiego imienia Kazimiera. Mówiła, że pochodzi z ziemiańskiej rodziny Werycho-Darowskich.

– Miała bardzo dużo wdzięku i była niezwykle towarzyska – mówi Marta Miklaszewska, która poznała O’Bretenny w latach 60. – Ale żaden intelekt to nie był. Po półgodzinnej rozmowie stawała się już bardzo nudna, bo okazywało się, że nic nie wie i niczym się nie interesuje, poza sukienkami, zagranicznymi wycieczkami i ploteczkami.

Intrygowała znajomych swym irlandzkim nazwiskiem. Mówiła, że to po irlandzkim mężu, którego poznała w niemieckim obozie w czasie wojny. Po wojnie razem wyjechali do Sopotu, skąd Zofia dość szybko uciekła do Warszawy.

– Już po jej śmierci dowiedziałam się, że to były kłamstwa – mówi Miklaszewska. – On nie był żadnym Irlandczykiem, tylko Polakiem, a jego rodzina osiedliła się w Polsce kilka pokoleń wcześniej.

Po maturze studiowała na SGH, a potem na polonistyce Uniwersytetu Warszawskiego, ale oba kierunki przerwała po pierwszym roku. Nigdy żadnej odpowiedzialnej funkcji nie pełniła. Imała się różnych zajęć i często zmieniała pracę. Zajmowała się domowym wyrobem serwetek, pracowała w sklepie z radiami i adapterami. Gdy w 1963 r. zjawił się u niej porucznik Majchrowski z SB, była sekretarką dziekanatu Wydziału Mechaniki Precyzyjnej Politechniki Warszawskiej. We wrześniu 1963 r. zgodziła się na współpracę z SB i wybrała sobie pseudonim Ewa.

„Na początku nie miała żadnych zadań. Donosiła na studentów i pracowników naukowych wspomina Adam G. – Mniej więcej w połowie lat sześćdziesiątych zaczęto ją posyłać na spotkania autorskie z Pawłem Jasienicą, wówczas groźnym opozycyjnym pisarzem”. Pierwsze donosy dotyczące Jasienicy, sygnowane przez Ewę, pochodzą z 1966 r., czyli zaraz po śmierci pierwszej żony pisarza. O’Bretenny siadała w pierwszym rzędzie i zadawała pisarzowi pytania, które przygotowywali wcześniej funkcjonariusze SB.

Adam G.: „Jej zadaniem była obecność na każdym wieczorze autorskim i zwrócenie na siebie uwagi. Po którymś z takich spotkań Jasienica zaprosił ją na kawę”. Było to 19 maja 1966 r. po spotkaniu pisarza z czytelnikami w Klubie Księgarza na Rynku Starego Miasta. Zofia O’Bretenny miała 43 lata. Jasienica dobiegał 60.

„Pamiętam dobrze tę datę – mówiła w wywiadzie udzielonym Marcie Miklaszewskiej w 1991 r. – Szukałam materiałów do książki o najbardziej głośnym, XVII-wiecznym romansie – chodziło mi o romans Halszki Ostrogskiej. Po wieczorze autorskim podeszłam do niego na ulicy, uśmiechnęłam się, powiedziałam dzień dobry, nazywam się tak i tak, ja w sprawie romansu. Zaprosiłam go na kawę. Powiedział: – wpadnę na pół godziny i... został na całe życie”.

Ewa Beynar-Czeczott, córka Jasienicy, która osiem lat temu przeczytała zgromadzone w IPN teczki pisarza, mówi, że w raportach macochy jest opis rodzącego się uczucia. Zofia O’Bretenny szczegółowo opisuje, jak zdobywa zaufanie pisarza, jak uzależnia go od siebie, jak pisarz coraz bardziej się przed nią otwiera.

„Zdobyła sympatię i zaufanie ojca, a donosy pisała w pewnych okresach codziennie – zanotowała w książce poświęconej ojcu Ewa Beynar-Czeczott. – Informowała o jego poglądach i zamierzeniach, spotkaniach z przyjaciółmi, wystąpieniach w PEN Clubie czy Związku Literatów”. – Te donosy są czasem o niczym – mówi Ewa Beynar-Czeczott. – Że jeden pan się spotkał z innym panem, że gdzieś widziano przejeżdżającego Wartburga taty, że tata spotkał się ze Szpotańskim (Ewa donosi, że nie lubił tam bywać).

Ewa Beynar-Czeczott pisze, że macocha informowała SB o ludziach zupełnie postronnych. Robiła to z własnej inicjatywy i nie wiadomo po co. Na przykład w jednym z donosów, poświęconym Jasienicy, w całym akapicie opisała swoich sąsiadów, którzy słuchają Radia Wolna Europa tak głośno, że słychać na korytarzu. O’Bretenny się dziwi i informuje SB, że sąsiedzi są przecież partyjni.

„Jest to osoba wyszczekana, inteligentna, bywała, jeszcze »akówka«, ale coś mi za mądra” tak Stefan Kisielewski charakteryzował narzeczoną Jasienicy w swoich „Dziennikach”. Marta Miklaszewska mówi, że Paweł Jasienica lubił damskie towarzystwo, a po śmierci żony czuł się osamotniony. Więc SB wykorzystała tę słabość. – A ona była wysoka, zgrabna, szczupła i miała dużo wdzięku – mówi Miklaszewska. – Może było w tym trochę snobizmu, bo mówiła mu, że jest ze znanego rodu Werycho-Darowska. Bawiła go, była opiekuńcza, a on w niej był zakochany.

A ona? – Była zafascynowana. Imponowało jej, że ma u boku znanego literata – dodaje Marta Miklaszewska.

***

W marcu 1968 r. Paweł Jasienica znalazł się w centrum wydarzeń, bo poparł studentów protestujących przeciwko zdjęciu „Dziadów”. Kilka dni później I sekretarz PZPR Władysław Gomułka w przemówieniu transmitowanym na całą Polskę zaatakował pisarza, nazywając go „bandytą, mordercą i podpalaczem białoruskich wsi”. Pisarza objęto całkowitym zakazem druku. Wtedy też Jasienica zaczął się ukrywać. Przeniósł się do mieszkania O’Bretenny przy Koszykowej w Warszawie. W jej domu pokoju z kuchnią zbierała się wówczas cała elita opozycyjna: pisarze, dziennikarze, artyści.

„Ewa wychodziła codziennie na szybkie zakupy, chleb, mleko i w tym czasie przekazywała meldunki, które pisała w toalecie – wspomina funkcjonariusz Adam G. – W końcu i ja zacząłem tam przychodzić. Drzwi otwierała mi Ewa. Przychodziłem niby po książkę. Ewa tłumaczyła, że jestem starym znajomym z uczelni. Prosto od Ewy z meldunkiem jechałem do Komitetu Centralnego, bo tam czekali już na informację”.

Dlaczego Ewa była tak ważna? Zdaniem funkcjonariuszy SB, przed narzeczoną wielkiego pisarza stały otworem wszystkie drzwi świata literackiego. A ona była bystra, gorliwa i bardzo pracowita. Gdy Jasienica spotykał się z Wańkowiczem o 15.00, to o 17.00 jej donos lądował na biurku oficera prowadzącego.

W aktach SB nie ma żadnego dowodu na to, że to Służba Bezpieczeństwa doprowadziła do ślubu Jasienicy z O’Bretenny. Na pewno o rękę poprosił ją Paweł Jasienica. Zofia O’Bretenny nie wiedziała tylko, co z tą informacją zrobić, więc poradziła się swojego oficera prowadzącego.

„Z wrażenia zaniemówiłem – wspomina Adam G. – Poleciałem z tym do naczelnika wydziału, a on do ministra. Zrobił się popłoch, jakiego wcześniej w SB nie widziałem. Minister postanowił potraktować sprawę poważnie. Założył w mieszkaniu Ewy podsłuch. Była w dalszym ciągu lojalna wobec nas. Poza tym jej informacje z kręgów literackich i towarzyskich potwierdzał Andrzej Kuśniewicz, którego pozyskano zaraz po wojnie”.

To właśnie on złożył szczegółowy raport dotyczący wesela Jasieniców, które odbyło się w grudniu 1969 r. Dzięki tej relacji wiemy, że wśród gości byli Jerzy Turowicz, Melchior Wańkowicz, Stanisław Stomma, Bogdan Cywiński. (Do teczki Jasienicy dołączono nawet weselne menu). Inspektor Wydziału III zanotował po ślubie: „T. W. Ewa zapewniła, że wejście w stosunek małżeński nie zmieni jej lojalnej postawy”.

***

Po ślubie O’Bretenny zmieniła nie tylko nazwisko, ale też pseudonim – na Max. SB tłumaczyło to nowymi zadaniami, które przed nią stoją. Informacje od niej otrzymywał sam Gomułka. Adam G.: „Kiedy Jasienica zachorował, żona dokładnie opisywała etapy jego choroby, pobyt w klinice”. – Sprawiała wrażenie cierpiącej, gdy umierał – mówi Marta Miklaszewska, która pamięta, że to właśnie O’Bretenny sprowadziła szpitalną pompę tlenową, którą zamontowano w ich domu, by podtrzymać oddychanie pisarza. – Ale dziś już wiemy, że niedobrze się stało, iż była z nim sama, gdy umierał.

Ostatnie doniesienie dotyczące męża Zofia O’Bretenny napisała z pogrzebu Pawła Jasienicy, wymieniając osoby, które wzięły w nim udział. Ewa Beynar-Czeczott mówi, że teczka jej ojca żyła znacznie dłużej od niego. Ostatni w niej wpis pochodzi z 1972 r. i dotyczy wieczoru pamięci o zmarłym dwa lata wcześniej pisarzu.

Po śmierci męża O’Bretenny załatwiła sobie rentę po Jasienicy i wyjechała do Francji. Spędziła tam sześć lat. Opiekowała się bogatymi staruszkami. Tam też poznała kolejnego narzeczonego Polaka, z którym się związała.

„W pierwszych tygodniach po pogrzebie była to ciągła ucieczka od śmierci, od wspomnień. Dlatego wyjechałam do Paryża – opowiadała Zofia O’Bretenny. – Jako wdowie trudno mi było nieść podwójny ciężar: swoją własną samotność i moralną odpowiedzialność za literacką spuściznę po Pawle Jasienicy”.

W latach 70. dostała jeszcze jedno ważne zadanie. Miała nie dopuścić, by nowe książki pisarza ukazały się na Zachodzie. Gdy pod koniec lat 70. Władysław Bartoszewski przekazał podziemnemu wydawnictwu „Rozważania o wojnie domowej”, napisane przez Jasienicę przed śmiercią, wdowa zrobiła karczemną awanturę Mirosławowi Chojeckiemu. Przeciwdziałając pojawianiu się kolejnych publikacji, przeprowadziła śledztwo, gdzie mogą się znajdować niewydrukowane maszynopisy po pisarzu. – Spotkała mnie w Związku Literatów i groziła mi procesem za opublikowanie bez jej zgody tej książki – mówi Chojecki.

Władysław Bartoszewski dziwne zachowanie wdowy tłumaczył wówczas raczej jej brakiem roztropności. Choć jak wspomina Marta Miklaszewska już w latach 70. pojawiły się pierwsze podejrzenia. Nieufny wobec wdowy był Stefan Kisielewski, Adam Michnik i Janusz Szpotański. – To były tylko przypuszczenia i przecieki nie wiadomo skąd – mówi Miklaszewska. – Przecież żadnych dowodów nie było, żeby ją o coś takiego oskarżyć.

Bomba wybuchła w 1992 r., gdy ukazały się reporterskie książki „Konfidenci są wśród nas” i „Pajęczyna”, w której funkcjonariusze SB szczegółowo opowiadali o swojej pracy. Wśród nich był Adam G. z wydziału III SB, rozpracowujący pisarza X., w którym dość łatwo można było rozpoznać Pawła Jasienicę.

– To było czytelne, że chodzi o Nenę – mówi Zdzisława Ziembińska. Koleżanki zaprosiły ją wtedy na spotkanie i zapytały, co to za historia? Poradziły, że jeśli to pomówienia, trzeba zwrócić się do adwokata. – Ale ona nie była chętna, czym potwierdziła podejrzenia – dodaje. Zamiast wyjaśnień napisała pełen inwektyw list do koleżanki N.

Na fali niepewności poproszono ją, by zrezygnowała z patronowania Fundacji Poległym i Pomordowanym na Wschodzie. Znajomi odsuwali się od niej. Traciła grunt pod nogami. Marta Miklaszewska pamięta, że O’Bretenny zaciągnęła ją kiedyś do mieszkania Stanisława Stommy i gdy tylko wyszła na moment z pokoju, gospodarz zapytał: Czy to prawda, co o niej opowiadają?

– Tego nie wiedziałam, bo nie było szans, by coś z niej wyciągnąć – mówi Miklaszewska. – Z jakiejkolwiek strony dochodziło się do tego tematu, była ściana. Książki reporterów wdowa nazywała paszkwilami. Mówiła, że się ją bezpodstawnie oczernia. Że to zemsta jej kochanka ubeka, który wrobił ją w tę historię, gdy dowiedział się, że wyszła za mąż za Jasienicę, a powinna była za niego.

– Nie wykluczam, że ta sprawa ją wykończyła – mówi Miklaszewska. – Zaczęła pić, ale nie z poczucia winy. Bardziej przerażała ją myśl, że traci towarzystwo, a to było dla niej ważne. Zofia Beynar-O’Bretenny zmarła 23 kwietnia 1997 r. w hospicjum. Była sparaliżowana i nie mogła mówić. Do ostatniej chwili była przy niej córka pisarza i jej dzieci, które nazywały ją babcią Nesią.

Ewa Beynar-Czeczott mówi, że miesiąc przed śmiercią macochy miała wrażenie, że chce jej o czymś ważnym zakomunikować. – W pewnym momencie zaczęła płakać, jakby chciała coś powiedzieć – opowiada córka pisarza. Zgodnie z życzeniem została pochowana we wspólnej mogile z mężem Pawłem Jasienicą.

***

Kiedy w 2002 r. IPN ujawnił współpracę Zofii O’Bretenny z SB, córka pisarza Ewa Beynar-Czeczott nie zgodziła się na kolejne wydania książek ojca. Liczyła, że syn macochy Marek O’Bretenny, który z zawodu jest kierowcą, po ujawnieniu przeszłości matki sam dobrowolnie zrzeknie się praw autorskich. W zamian za to bogaty księgozbiór i pamiątki rodzinne Jasienicy miały pozostać przy nim. Gdy Marek O’Bretenny odmówił, córka pisarza wystąpiła do sądu o odebranie mu praw.

W poświęconej ojcu książce napisała, że nie jest w stanie zaakceptować, aby dalej z nim podpisywać umowy wydawnicze. „O możliwości publikowania twórczości Pawła Jasienicy nie może decydować osoba, która nabyła swoje prawa od agenta służby bezpieczeństwa, bo przecież te służby za tę właśnie twórczość prześladowały autora”.

Przez kolejne lata O’Bretenny na przemian zrzekał się praw i wycofywał z tej decyzji. Córka domagała się, by uznano Zofię O’Bretenny za osobę niegodną dziedziczenia po swoim mężu, co pozbawiałoby ją wszystkich praw do spadku po Pawle Jasienicy. Sąd zawyrokował, że termin uznania Zofii O’Bretenny za osobę niegodną upłynął jednak 19 sierpnia 1973 r., czyli trzy lata od śmierci męża.

Dopiero po latach udało się w tej sprawie zawrzeć ugodę. Dzięki temu książki Pawła Jasienicy, po kilku latach przerwy, znów pojawiły się w księgarniach.

Kapitan Adam G.: „O Ewie myślałem: a to kurwa, i jednocześnie zacierałem ręce. Ona robiła więcej, niż do niej należało. Pokazywała mi prywatne listy, zanim ją o to poprosiłem”. Nie jest prawdą, że O’Bretenny brała za swoją współpracę niebotyczne sumy i że zarabiała więcej niż jej oficer prowadzący. Zwykle było to około 500 zł miesięcznie. Ostatnie honorarium przyjęła w marcu 1983 r. i też nie było oszałamiające, bo wynosiło 3 tys. zł.

– Miała poczucie, że odgrywa jakąś ważną rolę – mówi Miklaszewska. – Myślę, że to ją bardziej interesowało niż pieniądze. Bo ona była ambitna i czuła się niedowartościowana. Być może uważała nawet, że żadnej krzywdy swoim postępowaniem Jasienicy nie robi, bo żadnego poczucia winy nie miała.

Zdzisława Ziembińska dodaje, że Nena nie miała moralnych zahamowań: – Nie bardzo wiedziała, co jest dobro, a co zło. Dlatego nie wiem, czy do końca była świadoma, ile zła wyrządziła.

Na zakończenie współpracy dedykowała kapitanowi G. wydaną w 1970 r. książkę kryminał historyczny „Tajemnica Piastowskich Orłów”, który sygnowała jako Zofia Darowska. Niestety, nawet tym sukcesem Zofia O’Bretenny pochwalić się nie może. Znajomi twierdzą, że i ta książka powstała przy wydatnej pomocy Jasienicy.

 

Polityka 11.2010 (2747) z dnia 13.03.2010; kraj; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Nesia wszystko doniesie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną