Pozbycie się Marka Migalskiego przyjęto jeszcze spokojnie, na zasadzie: łatwo przyszło, łatwo poszło. Ponadto Migalski przygadał bezpośrednio Kaczyńskiemu, a więc sam położył głowę pod topór. Załoga PiS równie spokojnie przyjęła list prezesa do członków partii, w którym zażądał on bezwzględnego posłuszeństwa. Działacze – adresaci – skupili się bezpiecznie na samej formie, że to dobry sposób wewnątrzpartyjnego komunikowania. Ale już zawieszenie w członkostwie Elżbiety Jakubiak spowodowało gwałtowne zapowietrzenie się wielu polityków PiS i komentatorów, którzy jeszcze resztką sił próbują nadążyć za prezesem.
Nie potrafili w żaden sposób wytłumaczyć tego posunięcia. – Docierają do mnie tylko wyrywki z wypowiedzi prezesa. Mam nadzieję, że nie jestem na czarnej liście – mówi Paweł Poncyljusz z pisowskiej frakcji liberalnej. – Gołym okiem widać, co się dzieje – twierdzi Jan Ołdakowski, poseł PiS z grupy tzw. muzealników, tej samej, do której zalicza się także Jakubiak. Kapitalną i klasyczną odpowiedź daje młody poseł Maks Kraczkowski: – Moim zdaniem, każda z wypowiedzi prezesa ma swój sens, który można wykazać w sposób prosty albo też wymagający głębszej analizy.
Co bardziej wytrzymali prawicowi blogerzy jeszcze próbowali rezonować w stylu: a niech idzie sobie Jakubiak do PO, zawsze ją tam ciągnęło, ale byli kontrowani nawet przez znanych z żelaznej lojalności wobec PiS kolegów po piórze, którzy przypominali, że lojalność Jakubiak była przysłowiowa, że w mediach dzielnie stawała przeciwko najbardziej w PiS znienawidzonym ludziom Platformy, Niesiołowskiemu i Kutzowi.