Stare zwroty są zastępowane przez nowsze, bardziej dopasowane do temperatury ideowego konfliktu. Można tu zauważyć różne trendy. 1. Odkurzanie starych określeń, czasami z głębokich lat 90. (np. obóz niepodległościowy); 2. Nowsze wersje dotychczas używanych słów (np. anarchomohery, lumpenelity); 3. Nadawanie szyderczego znaczenia neutralnym opisom (np. młodzi z wielkich miast, celebryci); 4. Silniejsze przenikanie do publicznego języka określeń na granicy wulgarności (np. pętaki, smarkacze, chłystki); 5. Słowa, które pojawiły się na fali smoleńskiej i weszły na najwyższy poziom tak patosu, jak i najcięższych inwektyw (np. kłamstwo smoleńskie).
Ogólnie biorąc, polityczny język stał się bardziej koturnowy, zawiera więcej kategorycznych ocen moralnych, przy jeszcze większym ładunku emocji i bezwzględności – ta mieszanka będzie dominować przez najbliższe miesiące.
Poniżej przedstawiamy nasz autorski wybór, krótki, odświeżony słownik polityczny 2011, przydatny w kampanii wyborczej, która po beatyfikacji Jana Pawła II ruszy już pełną parą bez przeszkadzających momentów „wyciszenia”.
anarchomohery – określenie pojawiające się od pewnego czasu wśród proplatformerskich blogerów, gdyż sam „moher” trochę się już zużył, a poza tym został zaakceptowany przez samych zainteresowanych oraz przez polityków PiS. Prezes Kaczyński niedawno w wywiadzie podał definicję moherów: to starsze, pobożne panie. Przedrostek „anarcho” ma wywoływać skojarzenia z wydarzeniami na Krakowskim Przedmieściu, wcześniej awanturami o krzyż;
budzenie się narodu – tak są nazywane przez organizatorów żałobne demonstracje na Krakowskim Przedmieściu, rodzące rzekomo przerażenie salonu (zob. salon);
celebryta – według najnowszej definicji to osobnik znany z telewizji, a wyrażający dzisiaj rozczarowanie do Platformy, ale też wyśmiewany za brak konsekwencji i rozmiękczenie antyplatformerskiej postawy;
chirurdzy i anestezjolodzy – fraza sformułowana przez politologa Jarosława Flisa na określenie następujących po sobie rządów: chirurgami miałyby być gabinety prawicowe, a anestezjologami rządy SLD oraz Platformy, czyli unikające niezbędnych bolesnych reform (niezbędne, bolesne reformy). Określenie chętnie przywoływane przez polityków PiS i publicystów IV RP;
Czwarta RP – ten fantom, wydawało się, już porzucony, wrócił z nową siłą i dodatkową treścią, wyposażony w kult śp. Prezydenta i w hasło odsunięcia od władzy Tuska i Komorowskiego jako restauratorów III RP;
delegalizacja opozycji – w opinii obozu niepodległościowego akcja szykowana przez Platformę oraz media mainstreamowe (mainstream);
hańba – chyba najbardziej eksponowane przez PiS słowo posmoleńskie. Idzie ono w parze z równie gorącymi i ciężkimi słowami potwarzami typu: zdrada, utrata honoru, kłamstwo, zaprzaństwo. Używane obecnie właściwie w każdej sprawie, przeniosło się na wszystkie obszary walki politycznej, także gospodarcze i administracyjne (wymiennie za „skandalem”);
klincz – słowo powtarzane przez opozycję niepisowską, zwłaszcza przez PJN i SLD. Swoją szansę wyborczą upatruje ona w przerwaniu wojny polsko-polskiej między Tuskiem i Kaczyńskim, która niszczy „normalność” (to także modne słowo);
kłamstwo smoleńskie – wyraźnie na wzór „kłamstwa katyńskiego”, ma dwa znaczenia: soft i hard; w pierwszej wersji chodzi o „kłamliwe doniesienia” o czterech próbach lądowania, sugerowanie błędu pilotów Tupolewa oraz istnienia nacisków na nich ze strony prezydenta Kaczyńskiego oraz gen. Błasika – przy generalnie niewyjaśnionej przyczynie katastrofy; w wersji hard chodzi po prostu o tuszowanie zamachu przez jego sprawców;
lemingi – zwolennicy Platformy w opinii jej przeciwników: stadne stworzenia, niezdolne do samodzielnego myślenia, niezajmujące się poważnymi problemami kraju, nastawione na niewybredne rozrywki i szydzenie z wartości;
lumpenelity – także lumpeninteligencja, lumpenautorytety, określenia (najprawdopobniej) publicysty Rafała Ziemkiewicza, nowsza wersja łże-elit, ale bardziej jako drugiego i trzeciego szeregu autorytetów medialnych, celebrytów, telewizyjnych prezenterów, których cechą ma być bezrefleksyjne powtarzanie poglądów salonu, w zwulgaryzowanej, prostackiej wersji;
mowa nienawiści – chyba zaczerpnięte z twórczości prof. Michała Głowińskiego, wcześniej używane wobec PiS, ale partia ta przyswoiła ten termin i zaczęła go stosować wobec niektórych przynajmniej polityków Platformy (np. Stefana Niesiołowskiego); także określenie wystąpień antysemickich, rasistowskich, homofobicznych itp.;
mainstream – ten angielski termin (główny nurt) robi dziś wielką karierę na prawicy jako nazwa poglądów i mediów generalnie (i bezrefleksyjnie) proeuropejskich, liberalnych, skomercjalizowanych i prorządowych. Przeciwieństwem są media „niezależne”, niejako z drugiego obiegu, „niepodległościowe”, opozycyjne wobec Platformy;
niezbędne, bolesne reformy – najczęściej chodzi o tzw. reformę finansów publicznych, czyli coś, co miał przeprowadzić rząd Tuska, ale przez swą „nieudolność i lenistwo” tego nie zrobił. Żadna formacja dotychczas rządząca nie chciała zrobić tej reformy, ale zawsze zarzuca zaniechanie przeciwnikom. Część publicystów twierdziła, że Platforma powinna się poświęcić, wprowadzić niezbędne reformy, przegrać wybory i oddać władzę PiS. Wspomniani publicyści wcześniej nie radzili tego rządowi PiS, ponieważ ta partia władzy oddawać nie powinna;
obóz niepodległościowy – grupa przygotowująca budzenie się narodu, złożona z PiS, rozmaitych stowarzyszeń posmoleńskich „Gazety Polskiej”, „Naszego Dziennika” oraz Radia Maryja; w latach 90. obóz niepodległościowy gromadził partie Jana Olszewskiego, Jana Parysa i Antoniego Macierewicza;
orliki, schetynówki i pomostówki – osiągnięcia Platformy Obywatelskiej przy władzy w skrócie, choć nie tak wielkim; występują w niemal każdym przemówieniu polityka tej formacji;
OSE – okrągłostołowy establishment, termin sformułowany przez dr Barbarę Fedyszak-Radziejowską, popularny na prawicy jako określenie wszystkich rządów III RP poza okresem władzy Jana Olszewskiego w 1992 r. oraz rządów PiS w latach 2005–07. OSE rządzi de facto samowolnie, bez rzeczywistego mandatu narodu na skutek manipulowania społeczeństwem;
państwa nie ma – hasło pojawiło się po katastrofie smoleńskiej, a jego obecność nasiliła się zwłaszcza po raporcie MAK. W skrócie rzecz ujmując, to państwo rządzone przez PO rozbiło samolot pod Smoleńskiem;
partia antysystemowa – to PiS w opinii Platformy oraz liberalnych publicystów; co ma oznaczać, że przez swoje zachowania, retorykę, swawolne traktowanie procedur i standardów nie mieści się w regułach zaawansowanej demokracji typu zachodniego, choć nie neguje samej zasady wolnych wyborów;
pętaki – zdobywające zwolenników określenie autorstwa krakowskiego profesora Andrzeja Nowaka ludzi władzy Platformy. Wyrazy pokrewne to: chłystki, głupki, chłoptasie, smarkacze, platfusy. Wydaje się, że to będzie jeden z dominujących tropów lingwistycznych zbliżającej się kampanii wyborczej: mąż stanu, czyli Jarosław Kaczyński, kontra gówniarze;
Polak skorygowany – Polak, którego narodowa tożsamość i duma zostały wyszydzone i zdeformowane przez polityczną poprawność kosmopolitycznego salonu i mainstreamu (określenie prezesa PiS);
prawie zamach – sformułowanie Jarosława Kaczyńskiego, oddające istotę myślenia o katastrofie smoleńskiej całego PiS (poza tymi, którzy nie dodają słówka „prawie”);
przemysł pogardy – dość już rozpowszechnione na prawicy pojęcie sformułowane przez publicystę „Rzeczpospolitej” Piotra Zarembę na określenie tego, co spotkało zmarłego prezydenta Kaczyńskiego. W zamyśle twórcy terminu nie ma on odniesienia do działań i wypowiedzi pod adresem innych osób, np. prezydenta Komorowskiego. „Komoruski” i inne przejawy chamstwa nie są przykładami przemysłu pogardy, bo tu żadnej symetrii, zdaniem Zaremby, być nie może;
rząd fachowców – dyskretna nazwa ewentualnej powyborczej koalicji SLD z PiS. Wcześniej (w latach 2005–07) były „pakt stabilizacyjny” oraz „trudna koalicja”. Próbą generalną była telewizja, gdzie taka niekoalicja długo funkcjonowała, choć oficjalnie miała status złośliwego wymysłu Platformy;
salon – pojęcie nienowe, ale stale używane przez prawicę na określenie polityków, profesury, księży, dziennikarzy i artystów uważanych za sprzyjających dzisiaj Platformie, a ogólnie lewicowo-liberalnych. „Salon” funkcjonował wcześniej jako określenie dla środowiska Unii Wolności, teraz obsługuje jako termin tych wszystkich, z którymi nie zgadza się grupa prawicowych publicystów. Dzisiaj dominuje frazeologia w stylu „panika w salonie” czy prościej „salon robi w gacie”, rzekomo przerażony budzeniem się narodu na Krakowskim Przedmieściu;
są tacy, którzy – ulubiona fraza prezesa Kaczyńskiego, kwintesencja insynuacyjnego stylu, wcześniej używanego w figurach: „istnieje domniemanie...”, „nie jest przypadkiem, że...”, „w sposób oczywisty jasne jest, że...”;
Tu jest Polska – hasło sezonu mające przekonać, że Polska jest tam, gdzie polityczni żałobnicy po katastrofie, inspirowało zapewne nazwy nowych prawicowych inicjatyw, takich jak Pilnuj Polski czy Polska – Wielki Projekt;
Tusk jak Gierek – porównanie autorstwa ekonomisty Krzysztofa Rybińskiego, radykalnego przeciwnika rządu, mające zobrazować, jak premier z Platformy zadłuża kraj; przejęte i często stosowane przez polityków PiS, ostatnio przez prezesa przy okazji debaty nad odwołaniem ministra Rostowskiego;
włamanie do garażu na Pradze – zdanie autorstwa Włodzimierza Cimoszewicza, który tak określił rangę, jaką jego zdaniem rząd Tuska nadał śledztwu w sprawie katastrofy smoleńskiej. To druga tak znana fraza byłego premiera; w 1997 r., w czasie wielkiej powodzi, zasłynął zdaniem: „trzeba się było ubezpieczyć”. Garaż na Pradze został podchwycony z ochotą przez prawicę smoleńską;
wojna polsko-polska – jeden z nielicznych terminów, używany zgodnie przez obie strony tej wojny, czyli kilkuletniego już konfliktu między PO a PiS oraz ich elektoratami. Nie ma tylko zgody co do tego, kto i kiedy dokładnie ją rozpoczął i kto jest bardziej agresywny;
wrażliwość prawicowa (albo konserwatywna) – bardzo wydajny, coraz chętniej używany przez zainteresowanych termin na określenie wartości posmoleńskich, czyli patriotycznych, religijnych, tradycyjnych i niepodległościowych. Tej wrażliwości pozbawiony jest salon i mainstream. Chyba po raz pierwszy szerzej zaczęło funkcjonować, kiedy dziennikarze IV RP, tracący kontrakty w telewizji publicznej, zaczęli mówić właśnie o sekowanej w ten sposób wrażliwości prawicowej. I to się przyjęło;
wy – dawniej (lub dzisiaj wymiennie) „oni”. Forma stosowana przez polityków i publicystów prawicy po katastrofie smoleńskiej. Zastosowania: „dajcie nam przeżyć żałobę”, „nie każemy wam się smucić, ale dajcie nam godnie przeżywać” albo „wytrzymaliście z trudem tylko rok”, „nie zabijajcie nas” itp. Ma to podkreślać dystans, ale zarazem zatroskanie i pochylenie się prawicy nad tą gorszą, nieczułą częścią społeczeństwa. Że jeszcze nie wszystko stracone, że i ona może wrócić do narodu;
zaczadzeni PiS – autorstwa bp. Tadeusza Pieronka, który jako „zaczadzonych PiS-em” określił niektórych swoich kolegów, hierarchów. Teraz stosowane szerzej, np. w odniesieniu do niektórych przedstawicieli środowisk akademickich, prawniczych, medialnych;
zakamuflowana opcja – to znowu przejaw talentu językoznawczego Jarosława Kaczyńskiego, który zarzucił tym, którzy uważają, że istnieje naród śląski, że w istocie reprezentują zakamuflowaną opcję niemiecką; jest też zakamuflowana opcja rosyjska, agenturalna itp.;
zielona wyspa – położenie geograficzne Polski w 2009 i częściowo w 2010 r., teraz wyspa, jak twierdzi opozycja i część ekonomistów, tonie w morzu długów; termin używany coraz częściej w sensie szyderczym, w stylu: czarna dziura, dawniej zielona wyspa;
zmiana – bardzo popularne pojęcie, oznaczające coś, co jest w Polsce konieczne, ale nie wiadomo do końca, na czym miałoby polegać. Rafał Matyja, uchodzący za twórcę pojęcia IV RP, ostatnio w długim wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” mówi o zmianie, ale nie wymienia praktycznie żadnego przykładu, co mianowicie miałoby się zmienić. „Nie chodzi mi o konkretną formę ustrojową, tylko o wypełnienie treścią rządów” – mówi Matyja. Państwo ma być „obliczalne i wiarygodne”. Ale zarazem stwierdza: „nie widzę w społeczeństwie żadnego apetytu na zmiany”. To wiele tłumaczy (państwa nie ma).
Co nam zmienia polszczyznę?
Dr Jacek Wasilewski (UW, SWPS):
Bardzo ważnym czynnikiem zmieniającym język publiczny jest hegemonia oglądalności w mediach. Kto chce w nich zaistnieć, musi się odnosić do emocji. W języku polityki oznacza to powrót do spektaklu, jaki istniał w czasach II RP. Źródłem nowych pojęć są zwykle mocne, radykalne media, a dopiero potem podchwytują je politycy – tak było na przykład ze słynnym „kondominium rosyjsko-niemieckim”, które najpierw pojawiło się w tekście publicysty „Gazety Polskiej”, a dopiero potem zostało wykorzystane przez Jarosława Kaczyńskiego.
Interesująca była kongresowa dyskusja o „dostępności” śmierci w czasie żałoby posmoleńskiej. Śmierć zawsze bardzo patetyzuje język, to z kolei wciąga do niego silne moralne wartości, wokół których mobilizują się ludzie. A ponieważ te wartości zawsze definiuje się poprzez pewną opozycję, wprowadza to do języka konflikt i negatywne odniesienia.
Na katowickim Kongresie zarysował się ciekawy podział na normatywistów i deskryptorów. Ci pierwsi są skłonni natychmiast oceniać, które zjawiska w języku są dobre, a które złe, drudzy tylko opisują zmiany. Sam mam wrażenie, że z obserwacjami o upadku polskiej mowy jest związane jedno tabu: wcześniej języka nie trzymała w ryzach norma, tylko cenzura. O tym mało kto wspomina.