Nazywanie ich kibicami obraża miłośników sportu. Kibole? Nie, bo zbyt blisko do roboli ze stanu wojennego. Pseudokibice – to brzmi za łagodnie. Chuligani, żulia, łobuzeria – część z nich można tak określać, ale są wśród stadionowej menażerii także gangsterzy i zwykli bandyci.
Policyjna klasyfikacja dzieli miłośników piłki nożnej na trzy kategorie. A – kibice, którzy nie wywołują awantur i nie uczestniczą w nich. B – ci, którzy pod wpływem impulsu (na przykład na hasło przywódcy bojówki) mogą zaangażować się w walki plemienne. C – osobnicy, których głównym celem jest uczestniczenie w zadymach. Ustawki, walki z policją – to ich szlak bojowy znaczony krwią.
Według psychologa Andrzeja Komorowskiego, kibole to w większości młodzi osobnicy z biednych rejonów, z tzw. trudnych rodzin, wyalienowani, podatni na manipulację, a do tego o przekonaniach prawicowych, często rasistowskich lub antysemickich. To popularny stereotyp uczestnika kibicowskich awantur. Z policyjnych analiz wyłania się dodatkowy rys polskiego chuligana. Sympatyzuje z subkulturami, często jest skinheadem. To kolejny stereotyp. Wynika zapewne z obserwacji zachowań na stadionach. Czasem oprawa meczu, polegająca na jednakowych strojach i identycznych gestach tysięcy uczestników, przypomina atmosferę parteitagu. Rytmiczne wyciąganie wyprostowanych rąk, wzniesione w górę dłonie budzą skojarzenie z nazistowskim pozdrowieniem. Ale to pozory, na innych europejskich stadionach też obecne są takie gesty – świadczą o poczuciu siły, ale niekoniecznie o poglądach. Kibolami nie są jednostki, ale tłum.