Dyrektor toruńskiej rozgłośni wjechał do paszczy unijnego lwa w miniony wtorek, by na zaproszenie eurodeputowanego PiS Marka Gróbarczyka wziąć udział w seminarium poświęconym m.in. energii odnawialnej i geotermii. Jako inicjator budowy instalacji geotermalnej w kierowanej przez siebie toruńskiej szkole wystąpienie przed europosłami zaczął od zachwalania tego typu inwestycji. Szybko jednak podjął temat, który najwidoczniej bardziej leży mu na sercu jako katolickiemu duchownemu.
Zgromadzeni w jednej z sal Parlamentu Europejskiego mogli się dowiedzieć, że Tadeusz Rydzyk jest w swej ojczyźnie dyskryminowany, że żyje w „niecywilizowanym kraju”, pod rządami PO zapanował totalitaryzm i że w ogóle od 1939 roku Polską nie rządzą Polacy (ciekawe co na to Jarosław Kaczyński, premier RP w latach 2006 – 2007). Niejako przy okazji obraził eurodeputowaną PO Danutę Huebner, która nazwał „córką ubowca” (ojciec byłej polskiej komisarz UE przez kilka lat pracował w UB).
Jako pierwsi zareagowali europosłowie Platformy i PSL, którzy w specjalnym liście nazwali występek o. Rydzyka tak, jak na to zasługuje – obraźliwym i haniebnym. Dwa dni później głos w sprawie zabrał szef MSZ Radosław Sikorski, który zapewnił, że „państwo polskie zareaguje” dając do zrozumienia, że będzie interwencja dyplomatyczna w Watykanie (oprócz papieża swoje siedziby mają tam „centrale” wszystkich zakonów).
Wśród głosów potępienia i krytyki zabrakło jednak najważniejszego: głosu polskiego Kościoła. Znów - jak podczas ubiegłorocznej awantury o krzyż na Krakowskim Przedmieściu - biskupi wybrali najgorsze z możliwych rozwiązanie: schowali głowę w piasek jakby udając, że problemu nie ma.