Polska szkoła ważenia i mnożenia
Kto powinien płacić za edukację naszych dzieci?
Codziennie muszą spisać, o której godzinie dane dziecko przyszło oraz wyszło. Porównać to z deklaracjami składanymi przez rodziców; uwzględnić pracujących na zmiany oraz nieregularnie, którzy deklaracje składają codziennie. Godziny ranne, przed ósmą, są droższe niż wieczorne, po osiemnastej. A najdroższe ze wszystkich są te tuż po trzynastej (nawet do 3,90 zł), bo do trzynastej przedszkole jest za darmo. Trzeba policzyć – dla każdego przedszkolaka z osobna – ile jego rodzice muszą dopłacić pod koniec miesiąca.
W Krakowie i Szczecinie rodzice protestowali przed budynkami przedszkoli. W Chojnicach – zebrali się na pikiecie na rynku. W Biskupcu ponad sto osób zamknęło się w miejscowym przedszkolu wraz z nauczycielami na strajk okupacyjny.
Przeliczanie algorytmów trwa, ponieważ MEN, dopingowane przez sądy administracyjne, doprecyzowało wreszcie, co to jest podstawa programowa. Czyli – że przedszkolakom należy się od państwa minimum 5 bezpłatnych godzin zajęć dziennie. A samorządy natychmiast wychwyciły, że można te 5 godzin zinterpretować jako maksimum. I pomyślały o kieszeniach rodziców.
Co roku ok. 60 proc. samorządów musi dopłacić ze swoich środków do tego, co dostaje od państwa na edukację. Dopłaca z podatków od mieszkańców, tych od lokalnych firm, gruntowych, rolnych. Gminy wiejskie dokładają mniej, miasta – więcej. Rekordziści, jak Warszawa czy Gdańsk, dokładają prawie drugie tyle, ile mają od państwa. W 20 proc. gmin stałe wydatki na oświatę są większe niż całe dochody gmin.
W 2006 r. Łódź, przy wsparciu innych samorządów, podała państwo polskie do sądu, pytając, czy sytuacja, gdy pieniądze z budżetu nie wystarczają na pokrycie kosztów edukacji, nie jest sprzeczna z konstytucją, wedle której państwo zapewnia gminom udział w dochodach – odpowiednio do zadań.