Minister Kopacz nie widzi tu pola do negocjacji. Wygląda na to, że po 1 stycznia miliony chorych będą miały wybór między wydatkami, na które ich nie stać, a przerwaniem leczenia ratującego zdrowie lub życie. Skutki mogą być poważne. Czy przyczyny też są poważne?
O jaką grupę i kwotę chodzi? Polaków jest 38,2 mln. Zgłoszonych do NFZ jest 37,37 mln. Niezgłoszeni to 830 tys. osób – ok. 2 proc. Polaków. Ale nie wszyscy niezgłoszeni są nieuprawnieni. W tej grupie jest blisko 100 tys. więźniów, których Ministerstwo Sprawiedliwości leczy na innych zasadach. Są w niej też niezgłoszeni przez nieuczciwych pracodawców i członkowie ich rodzin; niezgłoszeni przez niedopatrzenie (na przykład dzieci, których rodzice zapomnieli zgłosić); objęte uprawnieniami z mocy prawa dzieci osób nieuprawnionych; nieubezpieczone kobiety w ciąży lub połogu, którym ustawa gwarantuje bezwarunkowe świadczenia medyczne; osoby ubogie, a nieubezpieczone, którym uprawnienia nadali czasowo wójtowie lub burmistrzowie; chorzy, którym świadczenia przysługują na mocy ustawy psychiatrycznej; chorzy na choroby zakaźne, leczeni na podstawie odrębnej ustawy i mieszkający za granicą, którzy mogą być ubezpieczeni gdzie indziej.
Nikt nie wie, ile wśród 830 tys. niezgłoszonych jest osób nieuprawnionych. Ale z pewnością nie więcej niż połowa. Najwyżej 1 proc. obywateli. Tę grupę mają odsiać kontrole, przeciw którym lekarze się buntują. Gdyby ten 1 proc. potencjalnych pacjentów odpowiadał za 1 proc. wydatków refundacyjnych, stawką byłoby jakieś 85 mln zł rocznie. Ale ponad trzy czwarte kosztów medycznych pochłaniają dwie grupy: dzieci i emeryci.