Kraj

Pamflet na karykaturę

Polemika: Sadurski vs. Krasowski

Dzisiejszy kształt ustrojowy Polski jest rezultatem wielkiego sporu (i kompromisu) między liberałami a zwolennikami innych opcji – nacjonalistycznych, katolickich, autorytarnych, ksenofobicznych. Dzisiejszy kształt ustrojowy Polski jest rezultatem wielkiego sporu (i kompromisu) między liberałami a zwolennikami innych opcji – nacjonalistycznych, katolickich, autorytarnych, ksenofobicznych. Mirosław Gryń / Polityka
Artykuł Roberta Krasowskiego (POLITYKA 39), w którym autor pisze, jakie można wskazać – jego zdaniem – słabości i niekonsekwencje w lewicowo‑liberalnym nurcie polskiej polityki, wywołał ożywioną dyskusję wśród naszych czytelników i komentatorów. Poniżej publikujemy kolejną polemikę.
Wojciech Sadurski, profesor Uniwersytetu Sydnejskiego i Uniwersytetu Warszawskiego, jest między innymi autorem książek „Moral Pluralism and Legal Neutrality” i „Neoliberalny system wartości politycznych”.Wojciech Olkuśnik/Agencja Gazeta Wojciech Sadurski, profesor Uniwersytetu Sydnejskiego i Uniwersytetu Warszawskiego, jest między innymi autorem książek „Moral Pluralism and Legal Neutrality” i „Neoliberalny system wartości politycznych”.

Robert Krasowski („Liberalny umysł”, POLITYKA 39) pisze znakomicie – to będzie pierwsza, ale i ostatnia pochwała jego artykułu, mogę więc ją wybić na sam początek i bez cienia ironii. Jest świetnym pamflecistą, świadomym powabności swego stylu; ma niezrównaną umiejętność składania zdań uwodząco błyskotliwych, intrygujących generalizacji i przygważdżających oskarżeń. Jego pamflet ma też absolutną wewnętrzną spójność: wszystko tu łączy się w jedną całość ze wszystkim innym, co akurat nie jest aż tak wielkim osiągnięciem, bo naprawdę od początku do końca jest tam jedna myśl, rozbita na dziesiątki czy setki zdań, a zatem trudno, by w jej ramach występowała jakaś wewnętrzna sprzeczność lub kompromitujące autora non sequitur.

A jednak wartość intelektualna pamfletu jest nikła, bo brak w nim paru rzeczy, może drobnych, ale jednak przydatnych dla poważniejszej analizy. Konkretnie: ludzi i idei.

Nie ma ludzi

Po pierwsze: brak w artykule jakichkolwiek autorów, będących wyrazicielami owego, ośmieszonego przez autora, Umysłu Liberalnego. Umysł występuje jako hipostaza, za którą nie kryją się żadni pisarze, uczeni, publicyści: jest to bezpostaciowa formacja, będąca jako całość nosicielką defektów i śmieszności, nieprzypisanych wszelako żadnym osobom. Jedyne nazwiska, wymienione w tekście, to wielcy poprzednicy, którym dzisiejsi liberałowie nie dorastają do pięt: wymienieni są mianowicie Kołakowski, Miłosz, Gombrowicz i Brzozowski – dziwne zestawienie, przy czym każdy z nich jest określony w liczbie mnogiej („Kołakowscy”… itp.), co jeszcze potęguje wrażenie, że dawniej było wielu, a dziś nawet nie ma kogo wspomnieć. Gdy jednak chodzi o dzisiejszych liberałów, nie wiemy, którzy z nich tak bardzo zniesmaczają swym poziomem Krasowskiego, który – jako już ostateczne oskarżenie, w samej rzeczy bardzo upokarzające – deklaruje, że żaden z nich nie jest nawet w stanie podjąć równorzędnej polemiki z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem i Jadwigą Staniszkis!

Kto z liberałów dał asumpt do tak pogardliwej oceny o „braku intelektualnego powabu samego liberalizmu”; kto swą mizerię intelektualną tak bardzo ujawnił, że w przedbiegach stracił w oczach Krasowskiego szanse w zmierzeniu się z Rymkiewiczem i Staniszkis? Czy chodzi o Andrzeja Walickiego, Marcina Króla, Wiktora Osiatyńskiego, Pawła Śpiewaka? Czy może to lektura liberalnych książek manifestów Andrzeja Szahaja lub Janusza A. Majcherka tak zbrzydziła Krasowskiego?

Czy Krasowski raczej ma na myśli – po stronie nieco bardziej publicystycznej – Marka Beylina, Adama Michnika, Aleksandra Smolara, Adama Krzemińskiego? Może – a co mi tam, będę bezczelny – publicystyka liberalna niżej podpisanego, fakt, że mało pogłębiona, bo gazetowa, ale jednak oparta na jakichś obszerniejszych choć anglojęzycznych rozprawach z teorii liberalizmu, tak złe wrażenie zrobiła na Krasowskim? Czy Jan Hartman też całkowicie wypadł z radarów Krasowskiego?

A przechodząc do jeszcze następnego pokolenia, czy Krasowski czytał rozprawy środowisk stworzonych przez „Kulturę Liberalną”, prowadzoną przez niezwykle utalentowaną parę Karolina Wigura i Jarosław Kuisz, lub łódzkie „Liberté” z charyzmatycznym Leszkiem Jażdżewskim i błyskotliwym Krzysztofem Iszkowskim? A renomowany „Przegląd Polityczny” i „Res Publica Nowa”, ze skupionymi wokół nich środowiskami, odpowiednio: liberalno-prawicowym i liberalno-lewicowym? Wymieniam te wszystkie nazwiska i tytuły (a mógłbym wiele więcej), bo u Krasowskiego po nich ani śladu – a przecież, jeśli wytacza się tak ostre działa także przeciw intelektualnym dokonaniom dzisiejszego polskiego Umysłu Liberalnego, który podobno jest tak niemądry, że wręcz „swego wypalenia nawet nie zauważył”, to aż się prosi, by swoją ocenę choć w minimalnym stopniu uzasadnić, a to można zrobić tylko w odniesieniu do autorów.

Umysł Liberalny nie wydaje bowiem, sam z siebie, żadnych książek ani nie pisze artykułów, lecz funkcjonuje – jeśli w ogóle taka formuła ma sens – za pośrednictwem konkretnych twórców. Nie wymagam jakichś szczegółowych odnośników, cytatów i przypisów – to w końcu był tylko artykuł publicystyczny. Ale przypisując mizerię myślową owej hipostazie, jaką jest zdepersonalizowany Umysł Liberalny, Krasowski stworzył sobie winietkę, której łatwo przypisać, co tylko się chce, ale którą równie łatwo można zbyć machnięciem ręki, gdyż niczego ona nie opisuje ani nie wyjaśnia, o ile nie uzupełni się jej przynajmniej jakimś śladem uzasadnienia. Którego u Krasowskiego nie ma.

Nie ma idei

A nie ma tego u Krasowskiego nie dlatego, by był on nieoczytany lub nieświadomy literatury – wręcz przeciwnie, jako swojego czasu twórca i redaktor intelektualnego dodatku do „Życia” drukował wielu z wymienionych przed chwilą autorów – ale dlatego, że psułoby mu to błyskotliwą, ale płytką tezę o intelektualnej nędzy polskiego liberalizmu.

Tu dochodzimy do drugiego wielkiego nieobecnego w artykule Krasowskiego – a mianowicie idei. Czytelnik, który chciałby z tego artykułu zorientować się, czym właściwie wyliczeni przed chwilą autorzy zajmowali się, choćby i nawet nieporadnie, nie dowiedzą się literalnie niczego – poza jednym, a mianowicie, że obsesyjnie, i głupio, bali się populistycznej prawicy i Jarosława Kaczyńskiego (o czym poniżej).

Chociaż Krasowski formułuje tezę o mizerii polskiego liberalizmu (tak głupiutkiego, że niebędącego w stanie podjąć polemiki z prawicą, „nie mówiąc o przedstawieniu własnej wizji”) – jednocześnie starannie unika jakiejkolwiek wzmianki o ideach i koncepcjach, rozwijanych przez polskich intelektualistów afirmujących liberalne kredo.

O czym więc pisał w swych książkach Andrzej Szahaj, a o czym Janusz A. Majcherek? Czy pierwszy podjął w ogóle zagadnienie konfrontacji z komunitaryzmem, a drugi – napięcia między liberalizmem a demokracją? Czy Marcin Król w swej książce o liberalizmie strachu i odwagi podjął jakieś poważniejsze wyzwania intelektualne, czy tylko w kółko przestrzegał przed Kaczyńskim? Czy w kręgu polskiego liberalizmu padły jakieś tezy na temat neutralności moralnej państwa (i perfekcjonistycznej alternatywy), pojęcia realnej równości szans i prób pogodzenia równości i wolności w ramach spójnej koncepcji filozoficznej, rozumienia wolności negatywnej i pozytywnej, znaczenia bezstronności religijnej i światopoglądowej, pojęcia „racji publicznej” i napięcia między konstytucjonalizmem a demokracją itd., itp.?

 

Żaden z tych wątków nie jest w artykule Krasowskiego nawet zamarkowany. I tak naprawdę, podejrzewam, że żaden z nich specjalnie autora nie interesuje – przynajmniej w kontekście krytyki liberalizmu. Jedyne, co Krasowskiego w tym pamflecie zajmuje, to miejsce formacji liberalnej w rozmaitych konfiguracjach politycznych, na poziomie polityki politykierskiej: w aliansach, koalicjach lub kontestowaniu prawicy, a już osobliwie Jarosława Kaczyńskiego. Czyli to, co akurat dla liberalnych intelektualistów, tu wymienionych, jest raczej najmniej ważne i czym stosunkowo mało się ekscytowali – przynajmniej na użytek publiczny.

Do swego lekceważenia roli idei w takiej czy innej „formacji” (w tym przypadku – liberalnej) autor ma oczywiście prawo. Można przecież przyjąć, że idee to tylko pewien kostium, ukrywający elementarną grę polityczną „kto kogo”; że idee są maską lub narzędziem, więc same w sobie nie zasługują na specjalną uwagę. Myślę, że jest to wizja niezwykle zubażająca relacje między ideami a polityką – ale można taką wizję afirmować, choć wypadałoby ją wyartykułować otwarcie i przynajmniej minimalnie uzasadnić. Ale nie można jednocześnie wykazywać tak totalnego désintéressement zawartością ideową formacji liberalnej i na tym samym oddechu oskarżać ją o mizerię umysłową. Albo – albo.

Liberalne lęki

Skoro więc ani ludzie, ani idee – to co właściwie jest obiektem pamfletu Krasowskiego na liberalizm? Jedno tylko: rzekomo głupi, a obsesyjny lęk przed populizmem, tudzież Jarosławem Kaczyńskim. Obsesyjny – bo obawa przed prawicowym populizmem, której „nabawił się” umysł liberalny ponoć w 1990 r., funkcjonuje „jak typowa dziecięca trauma, która prześladuje dorosłych przez cale życie”. Głupi – bo liberalny umysł bał się „równie mocno, co niepotrzebnie”.

Przypuśćmy, że tak właśnie było: że ów bezpostaciowy twór pod nazwą Umysł Liberalny nic przez całą III RP nie robił, jak tylko walczył z wymyślonymi przez siebie demonami, a już zwłaszcza z Kaczyńskim. Czy jednak Krasowski ma rację, że liberalizm trwonił siły na niepotrzebną walkę, zamiast spożytkować je w lepszych celach?

Gdy Krasowski wskazuje, że lęki liberałów były albo przesadzone, albo wręcz całkowicie wydumane – to nie wiadomo, czy mówi to poważnie. Pisze np.: „Krzaklewski miał wprowadzić państwo wyznaniowe. Nie wprowadził. Kaczyński miał zaprowadzić autorytaryzm. Nie zaprowadził. (…) Kłopot z liberalnym umysłem polega na tym, że nawet po fakcie (…) nie potrafi dostrzec, że niepotrzebnie się bał”.

Ale to tak, jakby wyśmiewać straż pożarną, że marnuje tyle zasobów, skoro żadnych pożarów ostatnio nie było, albo podważać celowość armii, skoro nikt jeszcze nas nie zaatakował. Bo przecież, być może, to właśnie ostrzeżenia i głośne obawy liberałów sprawiły, że Polska nie stoczyła się w kierunku autorytarnym, na przykład „katolickiego państwa narodu polskiego”. Zwolenników nie brakowało. Jest to oczywiście nie do udowodnienia, bo zawarty jest w tym argument kontrfaktualny: co by było, gdyby nie…?

Ale czy jest to całkowicie bezpodstawna spekulacja? Wszak dzisiejszy kształt ustrojowy Polski jest rezultatem wielkiego sporu (i kompromisu) między liberałami a zwolennikami innych opcji – nacjonalistycznych, katolickich, autorytarnych, ksenofobicznych. Czy gdyby nie było głosu liberalnego (a zresztą – dlaczego właściwie miałoby go nie być?), polski kształt relacji między państwem a Kościołem nie wykazywałby jeszcze większego przechyłu w kierunku uległości hierarchom? Czy polskie prawo dotyczące dopuszczalności przerywania ciąży nie byłoby jeszcze bardziej restrykcyjne? Czy system prawa prasowego i prawo karne nie dawałoby jeszcze większej ochrony – na niekorzyść wolności słowa – przed naruszeniem uczuć religijnych, zniesławieniem urzędnika, obrazą Narodu?

Czy bez presji liberalnej polskie władze brałyby pod uwagę w takim samym stopniu – niedoskonałym, ale zawsze – liberalne rozstrzygnięcia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka? A może Polska, bez owej stałej liberalnej presji, byłaby dziś czymś na kształt dzisiejszych Węgier, z konstytucją, w której winner takes all? Nie mówię, że to byłaby jakaś skrajna tragedia – ale jednak scenariusz wyraźnie odmienny (i z mojej perspektywy gorszy) od tego kompromisu ustrojowego, jakim jest dzisiejsza Polska.

Można oczywiście do tych wszystkich tematów, przytoczonych w poprzednim akapicie bardzo wyrywkowo, przykładać odmienny wektor ocenny i uważać, że we wszystkich tych sprawach liberałowie mylili się. To byłaby poważna dyskusja. Ale Krasowski jej nawet nie zaczyna, skupiając całą swoją uwagę na wypominaniu liberalizmowi, że wybrał sobie niewłaściwe pola walki. Najpierw całkowicie ignorując jakiekolwiek intelektualne zainteresowania polskiego liberalizmu, a potem wykorzystując sukcesy polityczne liberalizmu przeciwko samym liberałom (bo skoro osiągnęli sukces, to o co było tak się szarpać?) – Krasowski ustawia sobie obiekt do łatwego obśmiania. Ale to pójście na łatwiznę, jak każda polemika z karykaturą.

 

Wojciech Sadurski, profesor Uniwersytetu Sydnejskiego i Uniwersytetu Warszawskiego, jest między innymi autorem książek „Moral Pluralism and Legal Neutrality” i „Neoliberalny system wartości politycznych”, a także zbiorów publicystyki „Racje liberała” i „Liberałów nikt nie kocha”.

Polityka 42.2012 (2879) z dnia 17.10.2012; Ogląd i pogląd; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Pamflet na karykaturę"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną