Prawica radykalizuje się po to, aby odzyskać władzę, ale reszta społeczeństwa wyraźnie centrowieje. Nie zanikają ideowe różnice pomiędzy obywatelami, ale sfera państwa i gospodarki oddzieliła się od codziennego doświadczenia. Zaczęła przypominać skomplikowaną strukturę wielkiej korporacji, z taką liczbą zmiennych, że nie mieszczą się one w żadnym zwartym, ideologicznym systemie. Dlatego partie lokują się dziś nie w sferze twardych ideologii, ale w miękkiej nadbudowie, strefie psychopolitycznej, w społecznych emocjach.
Rozdwojenie dróg
Nowa lewicowość to zjawisko niejednoznaczne, eklektyczne. Można powiedzieć, że w obrębie akceptowanych przez nią wartości mieści się wolny rynek (choć także niezgoda na zbyt jaskrawe rozwarstwienie społeczne i aprobata dla jakichś form interwencji państwa), indywidualizm, prawo do nieulegania narzucanej wspólnocie. Oraz pozwolenie na daleko idącą prywatność, zgoda na zmiany w podstawowych pojęciach: rodziny, małżeństwa, wychowania dzieci, a nawet stosunku do własnego kraju, do religii, tradycyjnego pojęcia patriotyzmu, swojskości.
W tym cywilizacyjnym procesie tradycyjna lewica społeczna straciła większość swoich atrybutów i wyróżników. W Polsce o prawa pracownicze czy płacę minimalną walczy SLD, ale jeszcze wyraźniej prawicowa, powiązana mentalnie z PiS Solidarność. Wiele socjalnych, tradycyjnie lewicowych haseł przejęła wprost partia Kaczyńskiego, ona broni państwowe zakłady przed prywatyzacją, sprzeciwiała się reformie emerytalnej, atakuje werbalnie wielki kapitał, chce sięgać do głębokich kieszeni banków i oligarchów. Kiedy pada jakiś zakład albo dochodzi do masowych zwolnień i na sygnale jedzie tam Sojusz, to na miejscu spotyka PiS, który mówi, że wszystko to z powodu złodziejskiej prywatyzacji, w której brał udział SLD.