Sprawy zwykle są mocno bulwersujące, choć – to prawda – udział w podgrzewaniu atmosfery mają media. Trudno nie mieć, gdy – jak właśnie w przypadku małej Julii – adwokat reprezentujący szpital ginekologiczno-położniczy w Opolu, w trosce o poprawę sytuacji prawnej swego klienta, usiłuje bagatelizować cierpienia dziecka. Twierdzi, że nie ma podstaw, by przypuszczać, że dziewczynka w ogóle coś czuje. Jej mózg został mocno uszkodzony przy porodzie w wyniku niedotlenienia. Pełnomocnik szpitala domaga się oddalenia pozwu. Nie ma bowiem pewności, że do takiego stanu niedotlenienia doprowadził właśnie przebieg porodu. Składa wniosek o powołanie biegłego genetyka. Na wyrok trzeba będzie poczekać, stąd pewnie ta renta.
Barbara Bonk do szpitala trafiła w listopadzie ubiegłego roku. Była przygotowana na cesarskie cięcie, uprzedzał ją o tym ginekolog, który prowadził zagrożoną ciążę bliźniaczą. Niestety, nie pracował w zespole placówki, w której przyszło rodzić Barbarze. W świetle późniejszych ustaleń ten fakt zdaje się mieć istotne znaczenie. Maja przyszła na świat bez komplikacji, Julia nie chciała się urodzić. Potem okazało się, że ma niedotlenienie mózgu. Rodzice zapewniają, iż z wcześniejszych badań wynikało, że obie dziewczynki były całkowicie zdrowe.
Mówiąc językiem prawnika Bonków, „do chwili obecnej wobec Julii nie został stwierdzony zgon, powódka w żadnym razie nie znajduje się w stanie śmierci mózgowej”. Rodzice dziecka domagają się 2 mln zł zadośćuczynienia oraz 200 tys. zł odszkodowania – za stres i cierpienia córeczki. Przyznana renta (rodzice oczekiwali 10 tys. zł miesięcznie) potrzebna jest na bardzo kosztowną, nieustanną rehabilitację. Dziecko wymaga też rezygnacji z pracy jednego z rodziców z powodu konieczności ciągłej opieki.