Kaczyński znów wyszedł z roli, która dawała mu sondażowy wzrost – to ogólny ton komentarzy po ostatnich wystąpieniach prezesa, w których szedł coraz dalej, by wreszcie pomówić obecną ekipę, że nie tylko zamierza zalegalizować pedofilię, ale też w jakiś niedemokratyczny sposób nie zechce oddać władzy. Czy jednak w czerwcu na kongresie, kiedy wybrano go na przewodniczącego partii, był inny? Może mniej było tych dość zwyczajnych u niego insynuacji. Ale przecież pojawiła się wielce innowacyjna propozycja powołania instytutu obywatelskiego, który nadawałby stopnie i tytuły naukowe osobom prześladowanym z przyczyn politycznych na istniejących uczelniach. Ciekawa była też zapowiedź redefinicji funkcji muzeów, aby oddawały polski punkt widzenia.
Kaczyński się nie zmienia, ale przede wszystkim stała jest jego wizja nowego państwa, choć tak naprawdę nie jest ono aż takie nowe. Zanurzone jest głęboko w przeszłość i to nie tylko ze względu na odwoływanie się do narodowo-katolickich wartości, ale także pojęć z początków transformacji, a nawet z PRL. Ta uwłaszczona nomenklatura, ten prywaciarz, którego trzeba ścigać domiarem, ta wiara w to, że państwo jest najlepszym regulatorem procesów, ta prawie gomułkowska, bo już nie gierkowska niechęć do zagranicznego kapitału – to są wszystko elementy składowe tego „nowego państwa”. Świat Kaczyńskiemu znany, dobrze oswojony.
Nie zmienia się też zespół pierwszej kadrowej, która tę wizję wcieli wreszcie w życie w prawdziwym rządzie IV RP. Ważne miejsce – mówi prezes – zajmie Antoni Macierewicz. Macierewicz, bez względu na formalną hierarchię, jest drugim najważniejszym politykiem PiS i niełatwo go skreślić. To on gromadzi tłumy na pogadankach o smoleńskiej brzozie.
Tak więc przekaz jest ten sam, tyle że coraz dobitniejszy, bowiem coraz bardziej realny wydaje się powrót do władzy.