Z dokładnie tego samego powodu, dla którego martwi mnie ograniczanie prawa kobiet do aborcji. Bo zakaz odmowy dokonania aborcji jest lustrzanym odbiciem zakazu aborcji. Wyrasta z tego samego przekonania, że jako wspólnota mamy prawo panować nad życiem innych, a oni mają obowiązek nam służyć. Na mocy ustanowionego przez wspólnotę prawa kobieta ma być inkubatorem i milczeć, a lekarz miałby wykonywać zlecenia i milczeć. Taka logika urządzania świata mi się nie podoba, bo redukuje człowieka do roli, jaką mu powierzono, i do funkcji narzędzia, którego inni w jakimś celu używają. Jest to zła i groźna logika totalna, która w wielu epokach, a zwłaszcza w XX wieku, prowadziła do bezliku nieszczęść.
Jeśli chcemy żyć w dobrym społeczeństwie, kobieta, mężczyzna, lekarz, farmaceuta, uczony, reżyser, artysta, nauczyciel, dziennikarz, urzędnik, żołnierz, prokurator, polityk – każdy, kto wykonuje czynności mające istotny aspekt moralny, musi mieć przynajmniej kulturowo, jeśli nie formalnie, zagwarantowane prawo do działania zgodnego ze swoim poczuciem dobra, czyli z własnym sumieniem. Wyjątki od tej zasady są oczywiście konieczne, ale muszą mieć charakter krytyczny. Nie można ich ustanawiać mocą żadnej większości. Muszą mieć moc kulturowych konsensów zgodnych z moralnym odczuciem wszystkich lub niemal wszystkich, bo w każdej sprawie znajdzie się jakiś procent czy promil inaczej myślących. W tym sensie wyrażona przez większość odmowa przyznania lekarzom prawa do działania zgodnego z sumieniem jest znakiem, że żyjemy w złym społeczeństwie.
Fakt, że każdy człowiek ma niezbywalne prawo do sumienia, nie oznacza jednak, że mogą je mieć także instytucje. Instytucje nie mają sumienia i nie mają do niego prawa. Instytucje muszą się kierować regułami ustanawianymi przez większość.
Ponad połowa Polaków uważa, że klauzula sumienia nie może zwalniać lekarza z wykonania aborcji, gdy prawo na nią pozwala. Taki wynik sondażu ucieszył wielu zwolenników prawa do przerywania ciąży. A mnie zmartwił.
Reklama