Dajcie mi więcej czasu
Premier Ewa Kopacz o swoich reformach i pomysłach na rządzenie
POLITYKA: – W ostatnim wywiadzie dla naszego tygodnika premier Donald Tusk mówił, że dziś uprawianie polityki to w znacznej mierze zarządzanie kryzysami. Zabrzmiało trochę jak przestroga dla następcy. No i sprawdza się. Ledwo trochę uspokoiło się z lekarzami, już strajkują górnicy. No i jeszcze cały kompleks, nazwijmy go: polityczno-medialny, z kolejnymi aferami dnia. Ale noworoczny przegląd kryzysów zacznijmy od lekarzy. Powiedziała pani: podziękowałam ministrowi Arłukowiczowi za rozwiązanie tego kryzysu. Czyli właściwie za co? Czy ten konflikt musiał tak ostro przebiegać?
Ewa Kopacz: – Podziękowałam ministrowi, że doprowadził do otwarcia gabinetów. A to była kwestia podstawowa, bezpieczeństwa pacjentów. Oczywiście zadawałam sobie pytanie, czy konflikt musiał tak przebiegać. Napięcia w stosunkach z lekarzami podstawowej opieki były zawsze. Kłopoty miał SLD, prof. Zbigniew Religa jeszcze w sylwestra negocjował warunki i poszedł na ustępstwa pod groźbą zamykania gabinetów, ale zamknięto je chyba raz, w 2004 r. Pod koniec ubiegłego roku mieliśmy jednak sytuację wyjątkową, ponieważ 1 stycznia wchodziła w życie poważna reforma, pakiet onkologiczny. Nie było to tylko coroczne negocjowanie czy aneksowanie umów. Każda reforma budzi opór. Paradoks polega na tym, że wszyscy wokół domagają się reform, a jednocześnie kontestują każdą zmianę. Zawsze też pojawiają się żądania finansowe. Nie dziwię się: nowe zadania muszą się oczywiście wiązać z wyższymi wynagrodzeniami i one zostały podniesione. Ale są granice. Tymczasem część środowiska, zwracam uwagę, że było to ok. 15 proc. lekarzy, chciała te granice przesunąć poza budżetowe możliwości.
Moim zdaniem ten spór od początku był źle definiowany jako konflikt między ministrem a lekarzami, tymczasem tak naprawdę spór dotyczył relacji: lekarz–pacjent.