Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Albo legenda, albo przystawka

O co chodzi Pawłowi Kukizowi?

W wypowiedziach Kukiza są rozsiane myśli, które można pomieścić w opowieściach prawicowych albo lewicowych. W wypowiedziach Kukiza są rozsiane myśli, które można pomieścić w opowieściach prawicowych albo lewicowych. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta
Paweł Kukiz dostał szansę na wejście do prawdziwej polityki. Właśnie ją koncertowo marnuje.
Paweł Kukiz z zespołem Piersi na Festiwalu Energii w Jaworznie, 2013 r.Beemwej/Wikipedia Paweł Kukiz z zespołem Piersi na Festiwalu Energii w Jaworznie, 2013 r.

Mniej więcej od niedawnej konwencji Kukiza w Lubinie poparcie dla jego inicjatywy, które sięgało w sondażach nawet dwudziestu kilku procent, zaczęło się wyraźnie cofać, w kilku badaniach poniżej 15 proc. Spodziewano się, że Kukiz rozwinie swoje cele i idee, że otworzy nowy etap. Tak się nie stało, drugiego pchnięcia nie było. Napięcie spadło.

Nastrój pogarszał się, ponieważ Kukiz zaczął mieszać w środowisku działaczy, którzy bądź pomagali mu w kampanii prezydenckiej, bądź próbowali do niego doskoczyć po wyborach. Dotyczyło to wielu aktywistów z kiedyś zaprzyjaźnionego Lubina, tzw. Bezpartyjnychsamorządowców oraz Ruchu na rzecz JOW, ale także Janusza Korwin-Mikkego, Przemysława Wiplera czy Piotra Guziała. Z tego chaosu wyłoniła się nowa reprezentacja pełnomocników, zwanych rzecznikami Pawła Kukiza, często ludzi o mglistych życiorysach. I zapewne to dopiero początek tego personalnego chaosu, zwłaszcza że listy kandydatów do parlamentu mają powstawać „oddolnie”. Widać, że Kukizowi jak na razie najbliżej jest do ludzi z Ruchu Narodowego i Kongresu Nowej Prawicy. Zarzeka się też, że jest popierany przez Solidarność Walczącą Kornela Morawieckiego i Dominika Kolorza z Solidarności śląsko-dąbrowskiej. Ale nie składa się to w żadną sensowną całość, która nie obrażałaby inteligenckiego wyborcy, a część takich Kukiz pozyskał.

Rośnie zaniepokojenie Kukizem

Teraz rockman ożywił się medialnie. Ale nagle okazało się, że jego słowa są zaskakująco banalne i nieistotne, bo często w swojej poetyce nie wychodzą poza rytualne ludowe narzekania, że wszyscy to k… i złodzieje. Rośnie zakłopotanie nie tylko brakiem konkretów, ale też stylem i poziomem intelektualnym jego wypowiedzi.

Podstawowy przekaz, z którym rockman się nie rozstaje, jest taki, że Polskę zabija system, zabijają istniejące partie polityczne, zabija establishment („Wszystko się sypie, pada na pysk”). Główne hasło brzmi: „dość”. Aby ten system rozbić, trzeba wprowadzić JOW, gdyż tylko one gwarantują bierne prawa wyborcze obywateli, jako że teraz posiadają je wyłącznie członkowie partii. „Parlament nie jest wybierany z woli obywateli, ale wodzów partyjnych”. Kukiz odrzuca wszelakie ekspertyzy, które zwracają uwagę, że JOW nie gwarantują zmiany systemu i dotychczasowego podziału sfer wpływów, że nadal to wódz kierowałby do jednomandatowych okręgów swoich kandydatów, a scena polityczna dopiero by się na trwałe zabetonowała. „To są najczęściej eksperci, którzy dostali tytuły profesorskie czy doktorskie od systemu w zamian za jego afirmację” – tak Kukiz rozstrzyga wątpliwości, czyli deprecjonuje autorów opinii, z którymi się nie zgadza. Bardzo jest w tym bliski myśleniu PiS.

W wypowiedziach Kukiza są rozsiane myśli, które można pomieścić w opowieściach prawicowych albo lewicowych. Rzuca zatem, że byłby za wyprowadzeniem religii ze szkół albo że nie jest homofobem, tylko przeciwnikiem małżeństw homoseksualnych. Nie daje się wciągnąć w jakiekolwiek rozmowy o biednych i bogatych. „Jesteśmy obecnie w sytuacji, gdzie najpierw trzeba dać zrealizować wspólny interes pracodawców i pracobiorców. Chodzi o wspólne wystąpienie przeciwko władzy, która nakręca konflikt między tymi grupami, pobierając w podatkach prowizję w wysokości ponad 60 proc. dochodów. Władza bierze kasę i żyje z tego konfliktu”.

Co znaczy to „branie kasy” i „życie z konfliktu”, nie jest jasne. Kradzież, malwersacja, korupcja? Czy rząd kradnie jako całość, czy ministrowie oddzielnie, czy jeszcze jakoś inaczej? Takie skróty myślowe utrudniają traktowanie Kukiza poważnie, zwłaszcza po czasie pierwszego zauroczenia. Ze swojej niechęci do programów czyni Kukiz cnotę, twierdząc, że trzeba reagować na wydarzenia, być elastycznym i nie dać się wciągnąć w problemy nieistotne. Rockman bawi się wręcz w filozofa: „Strategia tym się różni od programu, że punkt po punkcie rozpisuję, jak rozwiązać daną kwestię”. Ale gdzie te punkty, jakie kwestie? Swoją misję Kukiz, gdy chodzi o historyczną rangę, przyrównał niedawno do uwłaszczenia pańszczyźnianych chłopów. Zaczyna to powoli budzić pusty śmiech, a to dla polityka, czy choćby na razie aspiranta, zabójcza broń.

Poglądy Kukiza mają, jak on sam twierdzi, swoje nadrzędne wartości. A więc rodzina, religia i Polska. To także hołd składany „żołnierzom wyklętym”, to pamięć o Katyniu. To również pogarda dla umów z Magdalenki, jak w ogóle do III RP. Jest to jednak typowo prawicowo-narodowy zestaw, który w małym palcu ma już PiS. W dodatku Kaczyński od lat opracowywał realizację mitu wielkiej zmiany. Kukiz jest tu w niedoczasie, w powijakach, zwłaszcza jeśli chce rywalizować z PiS. Ale rockman przezornie zapewnia, że nie zwraca się do elektoratu Kaczyńskiego, tylko do tych, którzy dotąd nie głosowali. Ustawia się w ten sposób w roli szefa mniejszego PiS dla niezaawansowanych. Kaperuje Kaczyńskiemu nowych zwolenników, ale wyraźnie nie zbiera od tego prowizji.

Kukiz wybiera PiS

Język Pawła Kukiza zbliża się do kodu myślowego PiS milowymi krokami. Widać to choćby po tym, jak rockman zaczął chwalić silnego człowieka Viktora Orbána, prowadzącego własną politykę wobec Brukseli i wobec Moskwy. Bo upodmiotowienie obywateli to jedno – mówi Paweł Kukiz – a drugie to upodmiotowienie państwa na arenie międzynarodowej. „Polska jest na pierwszym miejscu krajów Unii Europejskiej pod kątem wykorzystywania przez obce korporacje, banki, drenowania kapitału”. Myśl tę uzupełnia inna diagnoza: „Polska jest rozgrywana przez służby, ale nie nasze, tylko obcych państw”. Kukiz chce być oryginalny, ale wychodzi mu prosta mowa spiskowa i to w wersji mniej finezyjnej niż u innych wyspecjalizowanych w takim myśleniu prawicowych radykałów. Miał być oryginalny i niepowtarzalny, ale coraz bardziej przypomina podróbkę.

Przekłada się to na polityczne relacje. Jeśli przed drugą turą wyborów prezydenckich Kukiz trochę kluczył i nie wskazał jednoznacznie swojego kandydata, to jednak zaznaczał, że na Bronisława Komorowskiego na pewno nie odda głosu. Teraz staje się bardziej wyrazisty. Zarzeka się, że nie ma planów koalicyjnych z PiS czy z PO. Ale – w innym wywiadzie – stwierdza, że w konfrontacji Platformy z PiS wybiera tę drugą formację, a przede wszystkim Jarosława Kaczyńskiego. Ma pewien kłopot z faktem, że PiS należy jak najbardziej do systemu. Wymyślił zatem konstrukcję, według której to sam Kaczyński jest ofiarą tegoż systemu. „Wciąż młoda ideowość Kaczyńskiego blokowana jest przez skostniały aparat, który myśli tylko i wyłącznie o swoim partykularnym interesie”. A prezes PiS, kierując się dobrem ojczyzny, za priorytet uważa konieczność zmiany konstytucji, co Kukiz gorąco popiera. „Przyznam jednak, że nie miałem możliwości spojrzenia prezesowi PiS w oczy i dostrzeżenia, co w tych oczach jest”.

Otwarcie za to mówi, że Platforma jest jego największym wrogiem, choć akurat darzy sympatią Grzegorza Schetynę (co może go łączyć z wieloma działaczami PiS): „z całą pewnością jest osobą, która niesie ten cały bagaż Platformy Obywatelskiej, ale zostało w nim coś z państwowca”. Na pewno nic z tego nie zostało u Donalda Tuska, czarnego bohatera opowieści rockmana.

Wspomniane zagraniczne służby, które rządzą Polską, narzuciły jej ordynację proporcjonalną, podobnie jak Irakowi czy Afganistanowi, bo to prowadzi do wodzostwa. „Przez jednego wodza można kontrolować cały naród. Jest dla mnie dosyć naturalne, że Donald Tusk został wycofany do Brukseli po wykonaniu zadania i w sytuacji zagrożenia. Jeśli agent jest zagrożony, to się go ewakuuje albo likwiduje i zastępuje innym”. Kropka, tyle. Nie ma się zresztą co dopytywać, bo jest jasne, że zlecenie, które nakazywało doprowadzić Polskę do klęski („Wszystko się wali, gruzy i ruiny”), zostało wykonane. Niewykluczone, że ten prymitywizm myśli zaczął w końcu uwierać nawet wcześniejszych entuzjastów.

Lepszy jest „mały Kukiz”

Wytworzyła się dziwaczna sytuacja. Platforma, która załatwiła Kukizowi referendum w sprawie JOW, jest przez niego najbardziej atakowana. PiS nie chce JOW ani zmian w finansowaniu partii z budżetu, ale Kukiz im to wybacza. Politycy PiS wyrażają się o Kukizie w dość umiarkowany sposób, ale nie brakuje ostrych połajanek i złośliwości, jak choćby ze strony prof. Pawłowicz czy Joachima Brudzińskiego. Publicyści związani z PiS stosują metodę naprzemienną: czasami atakują Kukiza za jego ideowe rozmycie, ale też bronią go, jeśli tylko w „mainstreamowych” mediach, jak je określają, ukaże się cokolwiek krytycznego na jego temat. Kukiz jest dla nich wystarczająco antyplatformerski, co wzbudza ich sympatię, ale wciąż jeszcze za mało zdyscyplinowany i niewystarczająco propisowski.

Wcześniej, kiedy Kukiz miał sondaże na poziomie 20 proc., budził znacznie większy respekt jako ewentualny koalicjant, bez którego nie da się obejść. Teraz, kiedy notowania partii Kaczyńskiego rosną, wartość rockmana maleje. Można tam usłyszeć, że właściwie lepszy jest „mały Kukiz”, taki na 8–10 proc. Kiedy w wyborach parlamentarnych zabraknie PiS trochę głosów do większości, to się Kukiza doprosi, a ten nie odmówi. A kiedy PiS będzie miał samodzielną większość, może mu się łaskawie pozwoli na jakąś partycypację, ale bez żadnych gwarancji ani ustępstw. Albo po prostu przejmie się jego posłów, choćby bez niego, niekoniecznie od razu do własnego klubu, ale np. do jakiegoś buforowego koła poselskiego, głosującego tak jak PiS. Taki wariant był już kiedyś ćwiczony w przypadku Samoobrony. A i w ostatniej kadencji Sejmu niemal do cna rozparcelowano Twój Ruch Palikota.

Kukiz musi zdawać sobie sprawę z możliwości takiego obrotu spraw. Zresztą zagrożenie powyborczym podbieraniem posłów istnieje i ze strony Platformy. Niewykluczone, że to dlatego rockman tak się miota w sprawie swoich współpracowników, zrywa sojusze, nie chce wiązania się z żadnym w miarę zwartym środowiskiem, które potem może być łatwiej w całości przejęte przez inną siłę polityczną. Prawdopodobnie szuka ludzi (np. Braun, narodowcy, niektórzy biznesmeni), dla których będzie jedynym szefem, bo z różnych powodów nie będą mieli dokąd odejść, gdyż nikt ich nie zechce w obawie przed wizerunkowymi kłopotami.

Tak czy inaczej Paweł Kukiz znalazł się w krytycznym momencie. Jeśli sondaże spadną mu poniżej 10 proc., już się może nie podnieść. Jeżeli będzie jeszcze mocniej wspierał dobrym słowem PiS, może to mieć przeciwny skutek, bo wtedy traci sens głosowanie na jego ruch, skoro partia Kaczyńskiego jest taka dobra i wystarczająco antysystemowa. Jeśli dla Kukiza głównym celem jest zwalczenie Platformy, to w tym dziele największe szanse, jak mogą sądzić wyborcy, ma właśnie PiS, a nie Kukiz. Zresztą już teraz widać, jak dzieli się elektorat, którego ubywa Kukizowi: odrobinę przybyło Platformie, ale wyraźnie więcej PiS, to tam przechodzą kukizowcy, zmęczeni jego stylem, retoryką i tym specyficznym megalomańskim, śmiertelnie poważnym „najeżeniem”.

Kukiz – niepolityk

Coraz bardziej widać, że Kukiz popełnił błąd wkrótce po pierwszej turze wyborów prezydenckich. Najlepszy wynik miał wówczas, kiedy wydawał się jednakowo odległy od PiS i Platformy, bił w obie partie równo, jako przedstawicielki establishmentu, które źle urządziły kraj. Wtedy dla wielu wydawał się autentyczną „trzecią drogą”, był atrakcyjny jako świeża alternatywa, ktoś, kto rzucił wyzwanie trzymającym się od 10 lat w klinczu dwóm głównym ugrupowaniom, które współtworzą system.

Oczywiście to Platforma rządzi od ośmiu lat i w nią przede wszystkim musiał uderzać, a nie w opozycję. Ale kiedy aż tak wyraźnie jak w ostatnich tygodniach wziął stronę Kaczyńskiego i razem z nim tym samym drągiem zaczął okładać Platformę, przestał być wyjątkowy, a zaczął być zbędny. PiS jako śmiertelny wróg PO wydaje się wiarygodniejszy, lepiej w swojej zapiekłości poukładany, mówiąc kolokwialnie cwańszy i znacznie bardziej doświadczony. Kukiz zaczął zatem zmierzać w kierunku stania się kolejną przystawką Kaczyńskiego, które prezes PiS umie eksterminować jak mało kto, czego dał dowody. Ktoś, kto traktował Kukiza jako odskocznię od duopolu PO-PiS, musiał się rozczarować, bo okazało się w końcu, że głos oddany na Kukiza będzie głosem za powrotem do władzy PiS.

Jeżeli Kukiz w najbliższym czasie nie znajdzie wyjścia z tego dylematu, nie odzyska swojej wyjątkowości jako prawdziwy trzeci między dwoma tradycyjnymi wrogami, a nadal będzie bił coraz głębsze pokłony przed PiS, zjedzie na margines, jako byt politycznie niepotrzebny. Zwłaszcza że wkrótce wróci na arenę nieobecny przez chwilę ulubieniec prawicy Andrzej Duda, a referendum, jak pokazują sondaże, nie budzi większych emocji i wydaje się coraz mniej istotne. Zresztą sam Kukiz przekroczenie progu 50 proc. frekwencji, koniecznej dla ważności tego głosowania, uważałby – jak powiedział – za cud.

Kukizowi na razie nie udało się z powodzeniem przekuć swojej inicjatywy ze zjawiska socjologicznego w polityczne. Jako niepolityk chce grać w lidze doświadczonych wyjadaczy – i z nimi przegrywa. Wydaje się ponadto, jakby niespecjalnie znał system, który chce rozmontować; inni radykałowie rozumieją go znacznie lepiej. Pytanie, czy będzie miał znowu na tyle sprytu i wyczucia nastrojów, aby przywrócić do życia swoją legendę „niezależnego” z 24 maja? Bo legenda w roli przystawki wygląda dość żałośnie.

Polityka 31.2015 (3020) z dnia 28.07.2015; Temat tygodnia; s. 13
Oryginalny tytuł tekstu: "Albo legenda, albo przystawka"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną