Mniej więcej od niedawnej konwencji Kukiza w Lubinie poparcie dla jego inicjatywy, które sięgało w sondażach nawet dwudziestu kilku procent, zaczęło się wyraźnie cofać, w kilku badaniach poniżej 15 proc. Spodziewano się, że Kukiz rozwinie swoje cele i idee, że otworzy nowy etap. Tak się nie stało, drugiego pchnięcia nie było. Napięcie spadło.
Nastrój pogarszał się, ponieważ Kukiz zaczął mieszać w środowisku działaczy, którzy bądź pomagali mu w kampanii prezydenckiej, bądź próbowali do niego doskoczyć po wyborach. Dotyczyło to wielu aktywistów z kiedyś zaprzyjaźnionego Lubina, tzw. Bezpartyjnychsamorządowców oraz Ruchu na rzecz JOW, ale także Janusza Korwin-Mikkego, Przemysława Wiplera czy Piotra Guziała. Z tego chaosu wyłoniła się nowa reprezentacja pełnomocników, zwanych rzecznikami Pawła Kukiza, często ludzi o mglistych życiorysach. I zapewne to dopiero początek tego personalnego chaosu, zwłaszcza że listy kandydatów do parlamentu mają powstawać „oddolnie”. Widać, że Kukizowi jak na razie najbliżej jest do ludzi z Ruchu Narodowego i Kongresu Nowej Prawicy. Zarzeka się też, że jest popierany przez Solidarność Walczącą Kornela Morawieckiego i Dominika Kolorza z Solidarności śląsko-dąbrowskiej. Ale nie składa się to w żadną sensowną całość, która nie obrażałaby inteligenckiego wyborcy, a część takich Kukiz pozyskał.
Rośnie zaniepokojenie Kukizem
Teraz rockman ożywił się medialnie. Ale nagle okazało się, że jego słowa są zaskakująco banalne i nieistotne, bo często w swojej poetyce nie wychodzą poza rytualne ludowe narzekania, że wszyscy to k… i złodzieje. Rośnie zakłopotanie nie tylko brakiem konkretów, ale też stylem i poziomem intelektualnym jego wypowiedzi.
Podstawowy przekaz, z którym rockman się nie rozstaje, jest taki, że Polskę zabija system, zabijają istniejące partie polityczne, zabija establishment („Wszystko się sypie, pada na pysk”).