Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Jeśli premier został podsłuchany, zawisło nad nami widmo klęski państwa

Polityka
ABW po ostatniej publikacji „Gazety Wyborczej” stała się głównym podejrzanym w aferze taśmowej.

Jak ujawniła „GW”, ktoś nagrał w 2014 r. rozmowę ówczesnego premiera Donalda Tuska z biznesmenem Janem Kulczykiem, a byli oficerowie tajnych służb handlują tym zapisem. Jeżeli rzeczywiście tak było, to już, proszę Państwa, widmo prawdziwej klęski państwa i służb mających je chronić.

Nie mamy podstaw, aby nie ufać źródłom, na jakie powołują się dziennikarze „GW”, chociaż prokuratura, jak to ma w zwyczaju, nie potwierdza i nie zaprzecza. Prowadzi tajne śledztwo, więc nawet nie wiadomo, czy zbadała wątki dotyczące podsłuchanej rozmowy premiera i jakie poczyniła ustalenia.

Strach się bać, do czego w sprawie afery podsłuchowej jeszcze dojdziemy. Rozmowa Tuska z Kulczykiem odbyła się w willi premiera przy ul. Parkowej w Warszawie. Spotkanie było oficjalne, a temat rozmowy delikatny, bo dotyczył projektu budowy mostu energetycznego między Ukrainą a krajami UE oraz potencjalnych zagrożeń prowokacjami rosyjskimi. To jasne, że tego rodzaju audiencje u premiera rządu są zabezpieczane przez kontrwywiad. Ochrona kontrwywiadowcza w takich przypadkach ma zapewnić nie tylko fizyczne bezpieczeństwo osób, ale też chronić treści rozmów przed ewentualnym podsłuchem.

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, bo to zadaniem tej służby jest pełna ochrona kontrwywiadowcza, weszła w rolę głównego podejrzanego nie tylko o złamanie procedur bezpieczeństwa, ale też o uczestnictwo w spisku. Tak to trzeba nazwać – spisek zawiązano w celu obalenia rządu, czemu miały służyć potajemnie nagrane rozmowy najważniejszych osób w państwie. Jak się okazuje, nie tylko w restauracjach, ale też w rządowych rezydencjach.

Dzisiejsza perspektywa rzuca więcej światła na pomysł premiera Tuska dotyczący reformy ABW. Przypomnijmy: chodziło o ograniczenie roli tej służby do funkcji ośrodka analitycznego.

Reklama