Jaki PiS idzie do władzy? Kto będzie premierem rządu stworzonego po wyborach (ewentualnie) przez partię Jarosława Kaczyńskiego? Pytania te stawia się dzisiaj na nowo – zwłaszcza po ostatniej sejmowej debacie poświęconej kwestiom uchodźców.
– Wrócił Jarosław Kaczyński. To wydarzenie tygodnia. Wrócił również Antoni Macierewicz za sprawą tekstu w piśmie „wSieci”. Natomiast Jarosław Kaczyński sam wbiegł na scenę, trybunę sejmową, i wygłosił straszne przemówienie. Dlaczego PiS to robi? – pytał swoich rozmówców – Tomasza Lisa, Wiesława Władykę i Tomasza Wołka – Jacek Żakowski, publicysta POLITYKI.
Zdaniem prof. Wiesława Władyki stało się to z kilku powodów. Pierwszy jest autonomiczny i związany z tym, że Jarosław Kaczyński „ma czasami potrzebę powiedzenia, co myśli”.
– Druga sprawa to chyba to, że prezes uznał, że trzeba lekko osłabić temperament Beaty Szydło i pokazać, że w sytuacjach, kiedy trzeba powiedzieć coś poważnego, to te słowa muszą płynąć z jego ust. Kaczyński mógł też uznać, że to jest ruch kampanijny, udatny, ponieważ duża część elektoratu kocha takie myśli – przyznał Władyka.
Według Tomasza Wołka powód był bardziej pragmatyczny. Innymi słowy – w obliczu różnego rodzaju plotek i dyskusji, że oto zbliża się kres jedynowładztwa Kaczyńskiego w partii, prezes PiS chciał po prostu przypomnieć, kto tu rządzi.
– Problem uchodźców, najszerzej rozumiany, z wszystkimi możliwymi implikacjami, to jest zupełnie nowa karta, wytyczenie nowego kierunku. Tak jak kiedyś Kaczyński wymyślił podział na Polskę liberalną i Polskę solidarną, teraz zmiarkował, ze oś podziału ideowego i mentalnego Polaków będzie przebiegać inaczej. Że wyznaczy tę oś problem uchodźców – przewiduje Wołek.