Myślę, że dla polskiej lewicy to, co się zdarzyło, jest szansą. Żadnej lewicowej partii nie było przecież w polskim Sejmie od dawna, chociaż do niedawna była jedna partia z lewicowym szyldem, czyli SLD, i jedna czasem przedstawiająca się jako nowa lewica, czyli Ruch Palikota pod różnymi nazwami. W obu tych partiach, a także w większości innych, byli politycy o lewicowych sympatiach, postawach lub poglądach, ale dominowali ekonomiczni liberałowie, a ważną rolę odgrywali kulturowi tradycjonaliści nierozumiejący, że w XXI w. nierówność kulturowa, obyczajowa, genderowa itp. ma często większe znaczenie niż w XX w. nierówność klasowa.
Zajęcie lewego skrzydła polskiej polityki przez niby-lewicowe lub półlewicowe podróbki miało i ma bardzo poważne skutki dla polskiej polityki i dla naszego życia. Bo wciągnęło prawicę na opuszczone przez lewicę pole, które zagospodarowała w sposób sobie właściwy. Zepchnęło ją to w oszukańczy, rozrzutny, demoralizujący wyborców i obywateli socjalny populizm oraz spowodowało erupcję wojen symbolicznych. Polityka tracąca meritum, jakim jest historyczny spór między lewicą a prawicą – czyli między prawicową wizją jednostek służących wspólnotom a lewicową wizją wspólnot służących jednostkom – skazana jest na merytorycznie puste spory symboliczne, mnożenie populistycznych złudzeń i personalizację. Najkrócej mówiąc, zamiast spierać się o to, co dobre, a co złe, musimy kłócić się o to, kto jest dobry, a kto zły. W ten sposób cały polityczny staw wypełnia się mętną wodą, w której zawsze przegrywają słabsi, o których troszczyć się powinna nieobecna lewica.
Poza Sejmem
Teraz wyborcy zdecydowali, że lewicowe podróbki znalazły się poza Sejmem. I dobrze. Jest wreszcie nadzieja na stworzenie prawdziwej lewicy. Bardzo bym chciał, żeby wyborcy, aktywiści, politycy o lewicowych poglądach zobaczyli w tym nie klęskę, lecz szansę na to, by w miejsce lewicowego szyldu pojawiła się lewicowa oferta dla obywateli.