W niedzielę Komisja Europejska ogłosiła, że 13 stycznia rozpocznie dyskusję o „rządach prawa w Polsce”, a komisarz Günter Oettinger powiedział prasie, że istnieje wiele powodów, by uruchomić mechanizm kontroli praworządności i monitorować sytuację w Polsce. Mechanizm taki – zaprojektowany w Unii dwa lata temu – powstał jako pokłosie sytuacji na Węgrzech. Art. 7 Traktatu Lizbońskiego przewiduje zawieszenie albo nawet utratę prawa głosu w Unii dla kraju członkowskiego, który narusza podstawowe wartości unijne.
Taka sankcja jest jednak bronią ostateczną i zanim Unia miałaby ją stosować, zaprojektowała właśnie monitoring, to znaczy własną ocenę sytuacji, dialog ze wskazanym krajem, dalej zalecenia, śledzenie zmian i kolejne zalecenia. Daleka to widać droga, lecz mechanizm byłby zastosowany pierwszy raz i już sama taka premiera musi uruchomić dzwonki alarmowe.
Na tych łamach konsekwentnie oceniamy, że władza wykonawcza w Polsce chce praktycznie wyeliminować Trybunał Konstytucyjny z ustroju państwa, uniemożliwiając mu bieżącą ocenę legislacji. Dobrze więc, że Komisja chce sytuację zbadać i wydać własną opinię. Trzeba jednak rozumieć, że sytuacja kraju na cenzurowanym szkodzi nie tylko rządom PiS w Polsce, ale Polsce w ogóle. Na razie wydaje się, że PiS tego nie rozumie i przyjmuje wobec władz unijnych politykę oblężonej twierdzy.
Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski w wywiadzie prasowym skrytykował wiceprzewodniczącego KE Fransa Timmermansa, który do polskich ministrów wysłał listy z zapytaniami. Waszczykowski wydawał się w ogóle kwestionować prawo urzędnika unijnego do stawiania pytań demokratycznie wybranemu rządowi. „Skąd rości sobie do tego prawo?” – miał się oburzać Waszczykowski.