Sequele rzadko dorównują pierwszym częściom, teraz jest podobnie, co nie znaczy, że w rozmowie brakuje ciekawych wątków.
Po pierwsze, pani premier wygaduje nieprawdopodobne wręcz rzeczy o działaniach opozycji. „Mamy agresywną opozycję, mamy wezwania do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Próbuje się wciągnąć sądownictwo, w tym Sąd Najwyższy, do walki politycznej” – powiada pani premier.
Rozumiem, że ma na myśli stanowisko Sądu Najwyższego, w którym sędziowie stanęli po stronie Trybunału Konstytucyjnego i oznajmili, że będą respektować wydane przez Trybunał, a nieuznawane przez rząd wyroki. Premier uważa więc, że sędziowie są podwójnie głupi – raz że nie mają racji, a dwa – że dają się wciągać niezidentyfikowanym bliżej siłom (czyżby demonicznemu prezesowi Rzeplińskiemu?) w grę polityczną.
Ci wszyscy protestujący to jakaś bezrozumna ciemna masa. Zamiast cieszyć się dobrą zmianą, ulegają podszeptom wichrzycieli. „Uczestnicy tych akcji zostali zmanipulowani przez cynicznych polityków” – ocenia Szydło. Ocenia i ostrzega: „To, co robią opozycja i sprzyjające jej środowiska, to niebezpieczna zabawa. I jasno mówię organizatorom tych akcji: źle się bawicie”. A „te akcje”, jak twierdzi pani premier, to „swoisty pucz”.
Ten wątek rozmowy, w którym Szydło bawi się w Kaczyńskiego, pozostawia nas z pytaniem, czy Szydło wierzy w to, co mówi. Skłaniałbym się do tezy, że nie, ale prawdę mówiąc, obie możliwości są niewesołe. Albo pani premier nie rozumie bowiem znaczenia słów takich jak „pucz”, albo świadomie, by się uwiarygodnić w twardym elektoracie, stawia nieprawdziwe diagnozy.
Drugi ciekawy wątek to hołd oddany Kaczyńskiemu. Pani premier skonfrontowana z krytycznymi diagnozami prezesa o swym rządzie, mówi tak: „Jarosław Kaczyński jest szefem partii, która doszła do władzy.