Kurs na konfrontację
Brutalnym atakiem na opozycję premier próbuje zdezawuować stanowisko Brukseli wobec Polski
Poniżej godności pani premier jest odpowiadanie na uwagi personalne, ale nie jest poniżej jej godności miotanie obelg pod adresem krytyków polityki jej rządu. Pani Szydło nie przeszkadzało także wielogodzinne obrażanie poprzedniego rządu PO-PSL podczas tak zwanego audytu.
Nie przeszkadzało jej, ani liderom jej obozu politycznego, kiedy ministrowie jej rządu przedstawiali Polskę jako państwo fasadowe, słabe, a zatem niewarte poważnego traktowania przez jej partnerów zagranicznych.
Można różnie oceniać przebieg piątkowej dyskusji w Sejmie, ale obserwatorzy zewnętrzni, przede wszystkim w Unii Europejskiej, muszą napisać w swych raportach, że sytuacja polityczna w Polsce pogorszyła się, konflikt eskaluje. To zła wiadomość, która niweczy nadzieje, że uda się uniknąć konfrontacji rządu Szydło z Komisją Europejską na tle kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego.
Wystąpienie pani premier miało przygotować elektorat pisowski na ogłoszenie w nadchodzący poniedziałek stanowiska Brukseli w tej sprawie. Ponieważ wiele zapowiada, że będzie ono surowe w ocenie polityki rządu polskiego, Szydło usiłowała z góry je zdezawuować jako dyktat uderzający w suwerenność państwową.
Brutalnie zaatakowała też opozycję, przedstawiając ją jako zauszników i współautorów brukselskiego ultimatum. Premier powróciła do retoryki prezesa Kaczyńskiego, odmawiającego patriotyzmu politycznych i ideowych przeciwników polityki jej rządu.
Wydarzenia na sali sejmowej pokazują chaos panujący w obozie władzy. Ataki na Komisję Europejską są nie do pogodzenia z deklaracjami prezesa Kaczyńskiego i samej premier, że Polska chce odgrywać aktywną rolę w Unii Europejskiej. Aktywną, ale jaką? Konstruktywną i solidarną czy destabilizującą?